Wydawało się pewne, że jeden z drugim pan X i Y, prezesi klubów A i B, które też w korupcję są zamieszane, ale jeszcze nie toczą się przeciw nim postępowania, zrobią wszystko, by to zakończyć i by nikt nie mógł dobrać się im do skóry. Tymczasem nic takiego się nie stało. Teoretycznie nic tylko przyklasnąć uczciwym działaczom, którym naprawdę chodzi o dobro polskiej piłki. Problem w tym, że mało kto wierzy w czystość intencji, a raczej każdy szuka drugiego dna...
"Delegaci zjazdu zakiwali się na śmierć" - mówi „Dziennikowi” wysoko postawiona w hierarchii polskiej piłki postać, gorący zwolennik przepadłej na zjeździe abolicji. "Jak zwykle w PZPN górę wzięły małe partykularne interesy, a nawet interesiki. Nikt nie myśli o polskiej piłce, tylko o sobie i swoich kolegach".
>>>Pomysł Laty upadł. Będą degradacje
Wedle naszych informatorów abolicja przepadła z bardzo prostego powodu. Otóż skupiona wokół prezesa Odry Wodzisław Ireneusza Serwotki tzw. grupa śląska zrobiła wszystko, by w barażach o Ekstraklasę zagrało Podbeskidzie Bielsko-Biała. Do tego można było doprowadzić, tylko odrzucając abolicję, a tym samym podtrzymując decyzję o degradacji dla Widzewa Łódź.
"Już nie mogę o tej śląskiej grupie słuchać" - oburza się Serwotka. "Komu takie rzeczy rodzą się w głowach? Jaki ja miałbym w tym interes, by akurat Podbeskidzie znalazło się w Ekstraklasie? No jaki? Zresztą ludzie, którzy rozpuszczają te niewiarygodne plotki powinni się czasem trochę zastanowić. Niedawno czytałem, że grupa śląska będzie robić wszystko, by uratować wszystkie nasze kluby, tymczasem Górnik Zabrze jako pierwszy spadł z ligi".
Serwotka nie potrafi jednak powiedzieć dlaczego tak wydawałoby się pewna abolicja przepadła w głosowaniu delegatów. "Po prostu projekt zyskał dezaprobatę" - mówi w typowym dla działaczy języku. 'Nic się jednak wielkiego nie stało. W ogóle na zjeździe zajmowaliśmy się wieloma innymi sprawami, a o abolicji rozmawialiśmy niezbyt długo. Poddaliśmy to głosowaniu i okazało się, że zdanie sali jest inne niż zarządu".
Głosowanie delegatów było wyraźnym votum nieufności wobec prezesa Grzegorza Laty, który osobiście popierał ustawę abolicyjną. "Nie traktowałbym tego w tych kategoriach. To nie był sprzeciw wobec prezesa" - zapewnia Serwotka.
Prawda jest jednak taka, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów - a być może w ogóle i pierwszy raz - zdarzyło się tak, by sala zagłosowała przeciwnie niż wszechmogący prezes. Być może wiele tłumaczy fakt, że po raz pierwszy w historii działacze nie głosowali poprzez podniesienie ręki, ale za pomocą urządzeń elektronicznych.
"Lato ma teraz poważny problem" - mówi „Dziennikowi” informator. "Okazało się, że zupełnie nie panuje nad ludźmi. Nie mówię tylko o sali, ale i o zamieszaniu przy okazji odczytywania rekomendacji zarządu".
Gdy na 45 min przed rozpoczęciem zjazdu zarząd powziął decyzję, że popiera całkowitą abolicję (a więc obejmującą zarówno Widzew jak i Jagiellonię - jedyne kluby wobec których aktualnie toczy się postępowanie), nikt z sześcioosobowej grupy roboczej nie chciał przedstawić stanowiska zarządu. Nawet szef owej grupy - jeden z wiceprezesów PZPN, Janusz Matusiak umywał ręce. W końcu padło na przewodniczącego Związkowego Trybunału Piłkarskiego - Krzysztofa Malinowskiego, który nawet nie jest członkiem zarządu. Malinowski najpierw dość nieudolnie przeczytał to, co uchwalono, a następnie zabrał się za... krytykowanie przedstawionych przez siebie postanowień! Prawdziwa farsa.
W związku z tym, że zjazd nie przyjął uchwały abolicyjnej, przekaz do opinii publicznej jest taki, że PZPN nadal stoi na stanowisku, że trzeba bezwzględnie ścigać kluby zamieszane w korupcję. To jednak tak naprawdę wygląda ładnie tylko na papierze.
Cały czas obowiązuje uchwała z poprzedniego zjazdu, który odbył się w zeszłym roku. To znaczy, że jeżeli udowodni się klubowi „ciągłość działania korupcyjnego”, PZPN może ukarać go degradacją. Problem w tym, że w tej samej uchwale jest zapis, iż takie kary można orzekać jeszcze tylko... jutro. Z pierwszym lipca 2009 r. odchodzi się od karania degradacją klubów. Najbardziej dotkliwymi sankcjami będą kary finansowe i punkty ujemne.
Działacze z sali uznali więc, że mogą ponieść takie ryzyko, a tym samym zrobią jednak na złość Widzewowi i Jagiellonii - wedle zasady, że skoro 11 klubów spuszczono, to dlaczego tym ma się udać. Gdzieś w to wszystko zamieszana jest owa grupa śląska, poza tym partykularne interesiki innych klubów, które liczą na to, że łatwiej im będzie się utrzymać, rywalizując z Jagiellonią zaczynającą od minus dziesięciu punktów i z Widzewem, w pierwszej lidze, a nie w ekstraklasie.