Za panem 78 minut gry w towarzyskim meczu z Anglią na Wembley. Jakie wrażenia?
Andraż Kirm: To było coś niesamowitego. Taki mecz dla każdego piłkarza jest nagrodą i honorem za trud włożony w każdy trening. Zagraliśmy tam dobry mecz, szkoda, że nie udało się zremisować.
Nam z kolei nie udało się wygrać u siebie z Irlandią Północną, i to w meczu o punkty.
Byłem trochę zaskoczony tym wynikiem, bo wydawało mi się, że wygracie. Jednak Irlandczycy pokazali, że potrafią być groźni nie tylko u siebie. Nasza grupa jest na tyle wyrównana, że jeszcze wszystko może się zdarzyć. Zresztą, kto się spodziewał, że tyle punktów zdobędą Słowacy i pokażą tak skuteczny futbol?
Podpisując kontrakt z Wisłą, zaznaczył pan w kalendarzu czerwonym flamastrem datę 9 września?
Nie musiałem tego robić, bo cały terminarz eliminacji mam w głowie. Ten mecz jest jednym z najważniejszych w mojej karierze. Widzę, jak wiele o nim się mówi i pisze. Na pewno jeszcze w szatni będę przeżywał nie lada emocje, ale wraz z pierwszym gwizdkiem liczyć się będzie tylko futbol.
Którego z naszych reprezentantów pan zapamiętał?
Z pierwszej gry we Wrocławiu utkwił mi w pamięci Roger, który był jednym z najlepszych na boisku. Macie znakomitych bramkarzy, jak Boruc czy Kuszczak. Na niezłym poziomie gra też wasza druga linia. Trudno skupić się na konkretnych piłkarzach, bo Polska to wyrównany zespół. Musimy skoncentrować się na całej drużynie.
Czy w związku z tym, że gra pan w Wiśle trener, Matjaż Kek obarczył pana jakąś misją szpiegowską?
Nie było takiej rozmowy. Jestem przekonany, że nasz sztab doskonale sobie poradzi opracowaniem odpowiedniej strategii na środę. Jednak jeśli selekcjoner będzie chciał czegoś się ode mnie dowiedzieć, to oczywiście pomogę.
Załóżmy, że zapyta o dwie rzeczy: jak zagrać z Polską, żeby wygrać, i jaki jest sposób na Pawła Brożka?
Tylko nie to! (śmiech) Byłyby to chyba najtrudniejsze z możliwych pytań. Wszyscy wiemy, że macie bardzo dobry zespół i czeka nas trudny mecz. A co do Pawła... Ciężko go zatrzymać, ma niezły strzał z obu nóg. Jeśli pojawi się na boisku, to musimy mieć się na baczności.
Zakładał się pan z klubowymi kolegami, Brożkiem czy Łobodzińskim, kto wygra we środę?
Trochę żartowaliśmy na ten temat. Jednak żadnego zakładu nie było. Nie jestem w tym dobry i nie chcę ryzykować.
Zagraliście dobrze z Anglią, my słabo z Irlandią Północną. Czy oznacza to, że Słowenia jest faworytem środowego meczu?
Nie powiedziałbym tak. Na pewno nie stoimy na straconej pozycji. Czekają nas dwa ciężkie spotkania i wyjazd do San Marino. Jeśli trzy razy wygramy, to zakwalifikujemy się na turniej w RPA. Zdajemy sobie sprawę, że nie będzie to łatwe.
W pierwszym meczu był remis 1:1, ale śmiało mogliście wygrać.
Punkt przywieziony z Polski to niezły wynik, choć rzeczywiście mieliśmy swoje okazje. Ale wtedy dopiero zaczynały się eliminacje, więc cieszyliśmy się z tej zdobyczy.
W Mariborze zamierzacie zaatakować od początku czy czekać na kontrataki?
Wydaje mi się, że obie drużyny rozpoczną ostrożnie. W końcu stawka będzie bardzo wysoka. Zarówno Polska, jak i Słowenia bardziej skupią się na tym, żeby nie stracić gola.
W Wiśle najczęściej podaje pan piłki do Brożka lub Małeckiego. A w reprezentacji z kim się panu najlepiej współpracuje?
Oczywiście z napastnikiem. Ze Zlatanem Ljubijankiciem grałem razem w Domażale, ale częściej w podstawowym składzie występują Novaković i Dedić. Są dobrymi piłkarzami, więc łatwo się z nimi gra.
Dla przeciętnego kibica reprezentacja Słowenii jest zbiorem prawie samych anonimowych piłkarzy. Jak opisałby pan waszą kadrę?
Przechodzimy wymianę pokoleń. Starsi zawodnicy skończyli reprezentacyjną karierę, a piłkarze w moim wieku są w kadrze gdzieś od półtora roku. Nowy jest także trener. Dopiero teraz pokazujemy, na co nas stać. Nie mamy takiej gwiazdy jaką wcześniej był Zlatko Zahović, ale tworzymy naprawdę zgrany kolektyw.
Jakie widzi pan główne różnice między piłkarską Polską a Słowenią?
W Polsce gra się w piłkę dużo szybciej i bardziej fizycznie. Obrońcy nie patyczkują się i potrafią w naprawdę ostry sposób wejść w przeciwnika. No i przede wszystkim futbol jest bardzo popularny. W Domżale na nasze mecze przychodziło nie więcej niż 500 kibiców. Nie mamy u siebie ani jednego tak dużego stadionu jak ten, który powstaje w Krakowie. A wiem, że budowane są także inne nowe obiekty.
Piłka nie elektryzuje kibiców w Słowenii?
Nie można tak powiedzieć. Na każdym meczu kadry jest pełny stadion. Ale nie mamy dyscypliny numer jeden. Odnosimy sukcesy w kilku innych, więc zainteresowanie rozkłada się równo na piłkę ręczną, koszykówkę i narciarstwo. Coś o tym wiecie, bo często Primoż Peterka rywalizował z Adamem Małyszem.
W Polsce jest wielka presja związana z awansem na turniej do RPA. Jak to wygląda w Słowenii?
Jesteśmy małym krajem, więc gra na mistrzostwach świata to wielka sprawa. Na razie idzie nam nie najgorzej, więc i oczekiwania są nieco większe, ale przekaz u nas jest jasny – możecie, ale nie musicie awansować.