Michał Zielinski w 4. minucie będąc sam na sam z Borisem Peskoviciem tak zwlekał ze strzałem, że bramkarz gości wybił mu piłkę. Naprawił ten błąd w 20. minucie, kończąc serię strzałów i dobitek swoich kolegów w kolejnym piekielnym zamieszaniu na polu karnym zabrzan.
Rozpędzeni kielczanie przeprowadzili kilka minut później szkoleniowy atak zespołowy, po którym Jackowi Kiełbowi nie pozostało nic innego, tylko kopnąć piłkę w róg bramki gości.
Później tempo gry spadło, a zabrzanie nabrali odwagi i zaczęli atakować. Zaczęli też strzelać, czego do 42 min. nie czynili. Najpierw Marcin Wodecki delikatnym uderzeniem sprawdził Zbigniewa Małkowskiego, ale po mocnej petardzie Aleksandra Kwieka bramkarz Korony z trudem wybił piłkę nad poprzeczkę.
Nieporadna gra gospodarzy trwała także po przerwie. Kibice się niecierpliwili, bardziej zdegustowani zaczęli gwizdać. Trener kielczan Leszek Ojrzyński dokonał zmian w zespole. Niewiele one pomogły. "Górnicy" nadal atakowali, czynili to jednak bez przekonania i pomysłu na przejście obrońców Korony. O kiepskim poziomie tej części gry świadczy fakt, że oba zespoły oddały po jednym strzale na bramkę - w Koronie Grzegorz Lech, w Górniku - Mariusz Przybylski.
Przed meczem chwilą ciszy uczczono pamięć zmarłego w Zielonej Górze kibica Falubazu. (PAP)