35-letni Surma zadebiutował w ekstraklasie ponad 16 lat temu jako piłkarz Wisły Kraków, także w spotkaniu z GKS Bełchatów (1:0). W sobotę historia może zatoczyć koło.

Reklama

Pierwszym trenerem, który mi zaufał, był Henryk Apostel. Pamiętam, że w przerwie letniej Wisła grała sparing z zespołem, którego gwiazdą był słynny Węgier Lajos Detari. Miałem go wyłączyć i raczej specjalnie sobie przy mnie nie pograł. Podobne wytyczne dostałem w ligowym debiucie. Miałem kryć Jacka Berensztajna. Byłem jednak tak zestresowany, że nie odstępowałem go na krok i w przerwie trener solidnie mnie zrugał, gdyż zapomniałem, że mam też grać do przodu. W kolejnym spotkaniu już nie wystąpiłem... - powiedział PAP Surma.

Dziecięce marzenia krakowianina jednak się spełniły, bo jako mały chłopiec, kiedy podawał piłki na meczach Wisły, chciał choć raz zagrać w najwyższej klasie.

Najlepiej przy sztucznym świetle. Tak sobie wtedy myślałem. A w sobotę licznik może wskazać 400, choć przyznam, że na razie nie dociera to do mnie - dodał.

Zaznaczył, że jubileuszowe mecze słabo pamięta. Przypominam sobie jedynie spotkanie numer 300, kiedy Lechia pokonała Jagiellonię Białystok 3:1, a ja zdobyłem jedną z bramek - zauważył.

Surma jest jedynym polskim piłkarzem, który rozegrał co najmniej 100 meczów w ekstraklasie w trzech różnych zespołach. W Legii - 123, w Ruchu - 117, a w Lechii do tej pory - 109. Do tego dochodzi 50 występów w Wiśle.

Niedawno zdystansował legendę Górnika Zabrze Zygfryda Szołtysika, który ma na koncie 395 występów. W rankingu ligowców z największą liczbą meczów wyprzedzają go piłkarze, którzy już zakończyli karierę. Liderem jest Marek Chojnacki - 452, a kolejne miejsca zajmują Dariusz Gęsior - 427 i Janusz Jojko - 417.

Reklama

W tym sezonie mogę jeszcze jedynie zrównać się z Jojko, o ile zagram we wszystkich spotkaniach - poinformował kapitan biało-zielonych.

Z Lechią wiąże go kontrakt do czerwca 2013 roku, ale nie myśli jeszcze o zakończeniu kariery.

Nie widzę powodów, bo sił do biegania mi nie brakuje. W futbolu nie ma limitu wieku, tylko umiejętności. Gra ten, kto jest lepszy - skwitował.

Surma już mógłby być ligowcem z największym stażem, ale pięć lat temu wyjechał do Izraela, a następnie do Austrii.

I wcale tego nie żałuję. Gdybym miał okazję, to wyjechałbym wcześniej i każdego namawiam do podjęcia wyzwania. I nie chodzi wcale o pieniądze, lecz o możliwość poznania czegoś nowego, co rozwija człowieka. Na pewno wróciłem do Polski jako lepszy piłkarz - zauważył.

Do tej pory nie może też narzekać na zdrowie. Przez ponad 16 lat gry na najwyższym ligowym poziomie nie nabawił się poważniejszego urazu.

W poprzednim sezonie przytrafiły mi się typowo... pięściarskie kontuzje, bo dwa razy rozbito mi łuk brwiowy. Przez te lata zdarzyły się różnego rodzaju naciągnięcia, stłuczenia i skręcenia, ale groźniejsze urazy szczęśliwie mnie omijały. W dużej mierze jest to zasługą genów, bo mój tata grając przez 10 lat w Cracovii również nie odniósł poważnej kontuzji - powiedział Surma.

Uważa jednak, że ważne jest także indywidualne podejście piłkarza do zawodu.

Pierwszy przychodzę do klubu i ostatni wychodzę. Mam świadomość, że moja praca nie sprowadza się tylko do treningu. Ważne jest również odżywanie i regeneracja. Trener Bogusław Kaczmarek utrzymuje, że lepiej mądrze odpoczywać niż głupio trenować i ja się z tym zgadzam - dodał.

Podkreślił, że z sympatią myśli o każdym klubie, w którym występował.

W Wiśle zadebiutowałem w ekstraklasie, Ruch ukształtował mnie jako piłkarza, w Legii odniosłem największe sukcesy, m.in. zdobyłem mistrzostwo Polski, natomiast w Lechii rozegrałem najlepsze mecze. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że właśnie w Gdańsku osiągnąłem reprezentacyjną formę - zaznaczył.

Jeśli chodzi o drużynę narodową to czuje niedosyt. Rozegrał w niej tylko pięć meczów.

Mam co prawda na koncie około 20 występów w kadrze młodzieżowej i olimpijskiej, ale to mnie nie zadowala. Dla mnie zawsze liczyła się tylko pierwsza reprezentacja, a inne raczej mnie nie kręciły - powiedział.

Choć w kadrze na dobre nie zaistniał, to - jak przyznał - w klubach miał szczęście trafić na mądrych trenerów.

Z dużym sentymentem wspominam zwłaszcza szkoleniowców Ruchu: Lorensa, Fornalika i Lenczyka. Kiedy mi nie idzie i jestem w słabszej dyspozycji przypominam sobie, co robiliśmy w Chorzowie. Z czystym sumieniem mogę jednak powiedzieć, że najwięcej zawdzięczam sobie - podkreślił.

Pierwszego gola w lidze Surma zdobył w 26. występie, ale generalnie zbyt wielu bramek nie strzela - w 399 meczach uzbierał ich 21.

W karierze przydarzyło mu się sporo zabawnych historii. Jedna z nich miała miejsce w Wiśle, kiedy w połowie lat 90. ten klub występował w drugiej lidze.

Wtedy sprzęt dzień przed meczem zabieraliśmy do domu i pech chciał, że tam została moja koszulka. Byłem wtedy rezerwowym i nikomu nie przyznałem się do tego. Awantura byłaby straszliwa. Najgorszy moment miał miejsce, kiedy trener Lucjan Franczak kazał nam w trakcie meczu rozgrzewać się. Schowałem się za filarem, aby nikomu nie rzucać się w oczy. Jedyny raz modliłem się, by nie wejść na boisko. Teraz się z tego śmieję, ale wtedy byłem przerażony - przypomniał.

W sobotę kapitan Lechii powinien w Bełchatowie po raz 400. zagrać w ekstraklasie. Jego jubileusz nie wróży dobrze drużynie GKS, bo dotąd Surma tylko raz, w barwach Legii, przegrał podobne spotkanie.

Jubileuszowe mecze Łukasza Surmy (w barwach Wisły, Ruchu, Legii i Lechii):

nr 1 - 27.07.1996: Wisła Kraków - GKS Bełchatów 1:0 50 - 16.05.1998: Wisła Kraków - Polonia Warszawa 3:0 100 - 01.04.2000: Stomil Olsztyn - Ruch Chorzów 0:0 150 - 04.11.2001: Ruch Chorzów - Amica Wronki 2:2 200 - 18.10.2003: Wisła Płock - Legia Warszawa 2:0 250 - 07.03.2006: Legia Warszawa - GKS Bełchatów 1:0 300 - 08.05.2009: Lechia Gdańsk - Jagiellonia Białystok 3:1 (1 gol) 350 - 12.03.2011: Jagiellonia Białystok - Lechia Gdańsk 1:2