W szlagierze 14. kolejki Legia pokonała na własnym stadionie Widzew 2:1. Po ostatnim gwizdku sędziego dużo więcej mówiło się o tym, co działo się na trybunach obiektu przy Łazienkowskiej niż o wydarzeniach na murawie.
900 rac odpalonych na stadionie Legii
Pojedynek Legii z Widzewem rozpoczął się od odpalenia na trybunach 900 rac. Stadion na kilka chwil zmienił się w "piekło".
Przygotowana przez ultrasów Legii oprawa może i wyglądała efektownie, ale wiązała się z wielkim ryzykiem i narażała na niebezpieczeństwo setki jak nie tysiące kibiców. Od tragedii było dosłownie o włos.
Race w rękach nastolatków
Kibice Legii z grupy "Nieznani Sprawcy", którzy organizują oprawy i odpowiadają za zorganizowany doping na stadionie Legii już kilka dni przed meczem z Widzewem nawoływali kibiców, by stawili się na tzw. "Żylecie" dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem sędziego.
Godzinę przed rozpoczęciem meczu na trybuna, na której zasiadają najzagorzalsi sympatycy stołecznego zespołu była pełna. Na jej dolnej części rozwinięto wielką flagę (tzw. "sektorówkę"). Pod nią setki osób przebrały się w kombinezony malarskie. W ten sposób uniknęły kamer stadionowego monitoringu i ewentualnego rozpoznania. Niebezpieczne i zakazane na stadionach środki pirotechniczne dostały się w ręce przypadkowych i nie przeszkolonych w posługiwaniu się nimi osób. Wiele z nich to były nastolatki.
O włos od tragedii na trybunach
Osoby te "uzbrojone" w race rozeszły się po całej "Żylecie" i trybunie "Wschodniej". Na umówiony sygnał odpaliły race. Stadion zapłonął. Niestety zapłonęła też kurtka jednego z kibiców, który stał tuż obok osoby trzymającej odpalone race. Tylko szybka i zdecydowana reakcja innych kibiców zapobiegła nieszczęściu.
Przypomnijmy, że to niejedyny groźny incydent z użyciem materiałów pirotechnicznych na stadionie Legii w ostatnim czasie. Podczas kończącego poprzedni sezon meczu z Zagłębiem Lubin odpalona na "Żylecie" petarda trafiła w brzuch kilkuletniego chłopca na sąsiedniej trybunie.
Państwo, PZPN i kluby godzą się na łamanie prawa
Taka sama sytuacja miała miejsce kilka dni temu w Płocku, gdzie w trakcie spotkania miejscowej Wisły z jej imienniczką z Krakowa odpalone przez kibiców fajerwerki, spośród których część trafiła w jedną z trybun, na której siedzieli ludzie.
Te wydarzenia skłaniają do zadania pytania, jak długo jeszcze polskie państwo, PZPN i kluby będą przymykać oko na łamanie prawa i narażać bezpieczeństwo osób przebywających na stadionach? Czy musimy czekać do pierwszej tragedii, by ktoś wreszcie zareagował?