Zieliński tuż przed końcem poprzedniego sezonu zwolnił Kostę Runjaica. Na jego miejsce zatrudnił Goncalo Feio. Ruch zaskakujący i bardzo ryzykowny.

Zieliński postawił na skandalistę

Portugalczyk nie miał żadnego doświadczenia w samodzielnej pracy na poziomie Ekstraklasy, a w dodatku ciągnęła się za nim fatalna opinia. Piłkarska Polska o Feio słyszała głównie nie z powodu osiąganych przez niego wyników, lecz skandali, do których dochodziło z jego udziałem.

Reklama

Praktycznie w każdym poprzednim miejscu pracy wywoływał afery i dopuszczał się zachowań, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Nieraz dochodziło do rękoczynów z jego udziałem. W efekcie za każdym razem żegnał się z pracą owiany złą sławą.

Mimo tak wybuchowego charakteru i nieciekawych historii w CV Zieliński postanowił powierzyć Feio ster w Legii.

Feio i Legia grają na trzech frontach

Pod wodzą Portugalczyka warszawski zespół zanotował słaby początek ligowego sezonu. Przez to na jego półmetku traci do prowadzącego Lecha Poznań sześć punktów.

Oczywiście Feio jeszcze niczego nie przegrał. Legia nadal gra na trzech frontach. Ćwierćfinał Pucharu Polski i awans do 1/8 finału Ligi Konferencji to na pewno plusy, które trzeba zapisać po stronie Feio. Strata do lidera Ekstraklasy również jest do odrobienia na wiosnę, więc "wojskowi" cały czas liczą się w walce o mistrzostwo.

Feio zabezpiecza się na przyszłość?

Reklama

Feio jednak już chyba próbuje sobie zapewnić miękkie lądowanie, gdyby na koniec sezonu okazało się, że "nie dowiezie", a stanie się tak, jeśli na Łazienkowską nie trafi mistrzowski tytuł. Dobre wyniki w Lidze Konferencji i nawet wygranie Pucharu Polski nie usatysfakcjonują w pełni kibiców stołecznej drużyny.

W Warszawie liczy się tylko pierwsze miejsce w Ekstraklasie. Tym bardziej, że w poprzednich trzech sezonach korona trafiała do Lecha, Rakowa Częstochowa i Jagiellonii Białystok.

Feio chce zrobić z Zielińskiego kozła ofiarnego

O tym, że Feio próbuje i będzie próbował zrzucić odpowiedzialność za niepowodzenia na kogoś innego, świadczą jego słowa po meczu z Djurgardens.

Prawda jest taka, że na tę chwilę nie dostałem żadnego nazwiska, które byłoby wystarczająco zadowalające, by wzmocnić drużynę - tą wypowiedzią Feio wbił nóż w plecy Zielińskiego, bo to on jest odpowiedzialny za transfery w Legii.

Tłumacząc dosłownie słowa Feio, należy je rozumieć w ten sposób, że jeśli nie będzie mistrzostwa (a taki został wyznaczony cel przed sezonem), to pretensje miejcie do Zielińskiego, bo nie zadbał o to, by w kadrze Legii znalazła się odpowiednia liczba wartościowych piłkarzy. Jednak czy faktycznie tak jest?

Zieliński dał "narzędzia" Feio

Przed rozpoczęciem sezonu do stolicy zostali sprowadzeni: Sergio Barcia (CD Mirandés), Ruben Vinagre (Sporting CP), Kacper Chodyna (Zagłębie Lubin), Claude Gonçalves (Ludogorets Razgrad), Jean-Pierre Nsame (Como), Luquinhas (Fortaleza Esporte Clube), Marcel Mendes-Dudziński (SL Benfica), a już w trakcie rundy jesiennej dołączyli jeszcze Maxi Oyedele (Manchester United) i Migouel Alfarela (Bastia). Z wartościowych zawodników z Łazienkowską pożegnał się jedynie Josue. Piłkarz nietuzinkowy, ale jak ostatnio powiedział Hansi Flick – nawet Robert Lewandowski w pojedynkę meczu nie wygra.

Zresztą sam Feio przed startem rozgrywek mówił tak: Uważam, że klub – zarząd, pion sportowy, dyrektor sportowy czy dyrektor skautingu – zrobił bardzo dużo, po to, byśmy nie tylko mieli odpowiednie transfery, ale ich jak największą liczbę przed rozpoczęciem sezonu. Posiadam grupę dobrych piłkarzy, najlepszych w Polsce. Nie będę szukał żadnych wymówek. Jest jakość w zespole, by osiągnąć cel (mistrzostwo).

Jakie transfery zadowolą Feio?

Jak widać, po kilku miesiącach Feio zmienił zdanie. Już nie twierdzi, że obecny stan kadry i jej jakość umożliwiają mu walkę o tytuł. Wręcz przeciwnie. Sugeruje, że bez wartościowych wzmocnień w przerwie zimowej to się może nie udać.

Pytanie tylko - jakie transfery Feio uzna za odpowiednie? "Messiego" i "Ronaldo" Zieliński na pewno na Łazienkowską nie sprowadzi. Można różnie oceniać pracę dyrektora sportowego Legii, ale piłkarze zakontraktowani latem nie byli kompletni anonimowi. Nsame - trzykrotny król strzelców ligi szwajcarskiej. Jeszcze rok temu grał w Lidze Mistrzów. Chodyna - jeden z najlepszych polskich piłkarzy występujących w Ekstraklasie. Gonçalves - piłkarz ograny w europejskich pucharach, który trafił do Polski z klubu notującego w ostatnich latach bardzo dobre wyniki na arenie międzynarodowej i potentata na krajowym podwórku. Barcia - uważany za wyróżniającego się, solidnego i perspektywicznego piłkarza z poziomu drugiej ligi hiszpańskiej, a przecież wiemy, że w naszej Ekstraklasie potrafili robić nawet zawodnicy z trzeciego poziomu rozgrywkowego pochodzący z kraju aktualnych mistrzów Europy. Luquinhas - to przecież była gwiazda Legii, która po kilku latach znów gra w jej barwach. I wreszcie Vinagr - jego przedstawiać nie trzeba. Wystarczy spojrzeć na nazwy poprzednich klubów, w jakich grał, i sumy odstępnego.

Feio nie może narzekać na komfort pracy

Zgodzimy się, że każdy trener w Ekstraklasie nie miałby powodów do narzekań. To już nie wina Zielińskiego, że nie wszyscy z wymienionych piłkarzy grają na miarę oczekiwań. W tym już rola Feio, by z tego, co dostał, zbudować "potwora". Czasu miał na to wystarczająco. Zespół przejął jeszcze w poprzednim sezonie. Większość transferów przeprowadzono przed rozpoczęciem okresu przygotowawczego. Dla porównania, co miałby powiedzieć Niels Fredriksen? Trener Lecha, do którego Legia traci sześć punktów, do pierwszego meczu przystępował praktycznie bez żadnych nowych zawodników.

Umówmy się, że transferów dokonanych przez Zielińskiego latem nie można oceniać negatywnie już po pięciu miesiącach. Radovan Pankov, Steve Kapuadi czy Ryoya Morishita jeszcze na wiosnę spotykali się z krytyką i przylepiano im łatki "niewypałów", a obecnie należą do najlepszych graczy Legii.

Zieliński murem za Feio, a ten wbił mu nóż w plecy

Dlatego próba przerzucenia odpowiedzialności na Zielińskiego ze strony Feio jest niczym innym jak szykowaniem sobie usprawiedliwienia w przypadku niezrealizowania celu. Jest to tym bardziej słabe zachowanie ze strony Portugalczyka, bo wbija nóż w plecy osobie, która otworzyła przed nim wrota do poważnej piłki, gdy ten był na futbolowym bezrobociu, bez perspektywy pracy w poważnym projekcie, bo nikt w Polsce nie chciał zatrudnić trenera skandalisty.

Co więcej, Zieliński nie zwolnił Feio, nawet gdy zespół był w kryzysie na początku sezonu i seryjnie notował wpadki, a sam trener ponownie "błysnął" swoim zachowaniem pokazując środkowe palce kibicom Broendby.

Zieliński nie stracił cierpliwości i zaufania do Feio. Dał mu szansę, a ten teraz tak mu się odpłacił. Jak na dłoni widać, że dyrektor sportowy na własnej piersi wyhodował "żmiję". Portugalczyk natomiast chyba pomylił odwagę z odważnikiem. Atak na klubową legendę mocno przestrzelony i bez klasy.

Feio nie przyznaje się do porażek

To jednak w przypadku Feio nie dziwi. Osoby, które współpracowały z nim w przeszłości, podkreślały w swoich opiniach, że jest to człowiek nieprzyznający się do błędów, nieznoszący krytyki i żyjący w przekonaniu, że zawsze robi w życiu wszystko najlepiej.

To da się zresztą zauważyć po wypowiedziach Feio, gdy Legia nie kończy meczu sukcesem. Portugalczyk nie potrafi przyznać (albo przychodzi mu to z wielkim trudem i prawie nigdy wprost), że jego zespół był słabszy od rywala. Zawsze jest szukanie jakichś wymówek. Tak też było choćby po ostatnich dwóch przegranych meczach w Lidze Konferencji.

Po porażce z Lugano Feio stwierdził, że Legia była lepsza, przeciwnicy nie potrafili jej zagrozić, a wygrali tylko dlatego, że wyszły im dwa stałe fragmenty gry. Podobnie tłumaczył się po 1:3 w Sztokholmie. Według niego, jego piłkarze mieli lepsze statystyki i stworzyli więcej groźnych sytuacji do strzelenia gola od Djurgardens. Można było odnieść wrażenie, że Feio chciał powiedzieć, że rywale wygrali, choć wcale nie grali lepiej. Co ciekawe, gdy dziennikarze wytykają Portugalczykowi, że Legia często odnosi zwycięstwa w nieprzekonującym stylu, to wtedy szkoleniowiec "wojskowych" ucina dyskusje stwierdzeniem - najważniejszy jest wynik.

Jacek Zieliński / ShutterStock
Trener Legii Warszawa Goncalo Feio podczas meczu 6. kolejki piłkarskiej Ligi Konferencji z Djurgardens IF w Sztokholmie / PAP / Leszek Szymański