Lewandowski na początku sezonu imponuje skutecznością w klubie, gdyż do 10 goli w niemieckiej ekstraklasy dołożył po jednym w Lidze Mistrzów oraz Pucharze Niemiec.
W historii Bundesligi, utworzonej w 1963 roku, żadnemu z zawodników nie udało się uzyskać dwucyfrowej liczby bramek w sześciu pierwszych kolejkach, choć blisko tego osiągnięcia byli tak świetni snajperzy, jak Gerd Mueller i Jupp Heynckes.
Polak na historyczne osiągnięcie musiał czekać do 79. minuty sobotniego spotkania. Wtedy wyprzedził obrońcę gospodarzy, doszedł do podania z głębi pola i w sytuacji sam na sam pokonał bramkarza Paderbornu. Chwilę później opuścił boisko, zmieniony przez Thomasa Muellera.
Była to bramka na 3:1, a później obrońcy tytułu stracili jeszcze jednego gola i do ostatnich sekund nie byli pewni wygranej. Wcześniej pierwsze trafienie w barwach zespołu z Bawarii odnotował Brazylijczyk Philippe Coutinho. Jednak goście mieli spore problemy z ambitnie walczącym beniaminkiem.
To o tyle zaskakujące, że gospodarze dotychczas zdobyli jeden punkt i zamykają tabelę, ponadto dwa wcześniejsze spotkania tych drużyn w ekstraklasie zakończyły się wygranymi Bayernu 6:0 i 4:0, a Lewandowski zdobył w nich trzy gole. W ubiegłym roku zmierzyły się z kolei w ćwierćfinale Pucharu Niemiec i Bawarczycy ponownie zaaplikowali ówczesnemu drugoligowcowi sześć bramek, z których jedną uzyskał kapitan biało-czerwonych. Ogólny bilans po sobotnim meczu to 19 zwycięstw monachijczyków i trzy remisy.
Choć wymęczony, to jednak sukces gości miał podwójny wymiar. Zespół trenera Niko Kovaca został bowiem liderem, a wszystko za sprawą pierwszej w sezonie porażki RB Lipsk - z Schalke 04 Gelsenkirchen 1:3.
Prowadzona od tego sezonu przez Juliana Nagelsmanna drużyna spod znaku czerwonego byka w poprzednich pięciu kolejkach straciła tylko dwa punkty, remisując w poprzednim występie przed własną publicznością z Bayernem Monachium 1:1, a od zwycięstwa zaczęła również udział w Lidze Mistrzów (2:1 nad Benfiką Lizbona). Trener jednak przestrzegał przed rywalem z Zagłębia Ruhry, który w poprzednim sezonie bronił się przed spadkiem.
"To całkiem inna drużyna niż jeszcze niedawno. Zrobiła olbrzymi postęp. Ma jasno określony cel - grać atrakcyjnie, a jednocześnie skutecznie i udaje się jej to realizować" - chwalił sobotniego przeciwnika Nagelsmann.
Miał rację, bo Schalke niczym rasowy bokser wypunktowało gospodarzy. Goście już do przerwy prowadzili 2:0 po golach senegalskiego obrońcy Salifa Sane i Marokańczyka Amine Harita. Po przerwie Walijczyk Rabbi Matondo podwyższył na 3:0 i dopiero w końcówce Szwed Emil Forsberg zmniejszył straty zespołu z Lipska. Na więcej nie było go jednak stać.
Schalke po tym zwycięstwie, czwartym ligowym z rzędu, zrównało się z RB punktami i awansowało na trzecią pozycję. Po 13 mają też Bayer Leverkusen (3:0 z FC Augsburg) i Borussia Moenchengladbach (3:0 z Hoffenheim). Cała czwórka traci jeden do Bayernu.
Do kwartetu z 13 pkt wieczorem mogła dołączyć Borussia Dortmund, jednak zremisowała z Werderem Brema 2:2 i z 11 jest siódma.
Po miesięcznej przerwie na boisku pojawił się Łukasz Piszczek. Były reprezentant Polski w dziewiątej minucie dograł piłkę na głowę Mario Goetzego, który... doprowadził do remisu 1:1. Później gospodarze prowadzili po trafieniu kapitana Marco Reusa, ale w 55. minucie wyrównał Marco Friedl. To trzeci z rzędu remis BVB, która w świetnym stylu rozpoczęła sezon.
"To nie był nasz dzień. Wcześniej zawodziła skuteczność, a dziś stworzyliśmy za mało podbramkowych okazji, by myśleć o zwycięstwie" - podsumował Reus.