Już w czwartek wyjeżdżacie do Pragi na mistrzostwach Europy. Polacy jadą tam bronić tytułu, a ostatni występ w Memoriale Wagnera nie napawa optymizmem. Trzy mecze i trzy przegrane, dawno tak nie było. Nadal pozostaje pan optymistą?
- Andrea Anastasi: Oczywiście. Krytyka jest i była dosyć duża, a ja powtarzam - poczekajmy na ME. Tam mamy być w formie, a nie w meczach towarzyskich. Sparingi mają mi pokazać czy jesteśmy na właściwej drodze i nad czym należy jeszcze popracować.
Jakie więc są wnioski?
- Nie mogą być dobre, jeśli przegrywamy. Konsekwencje na pewno zostaną i już zostały wyciągnięte. To były złe mecze w naszym wykonaniu, ale nie wszyscy źle zagrali. Nie można dramatyzować. Te spotkania dały mi wiele materiału do analizy. Uważam, że z każdym dniem chłopcy wyglądają coraz lepiej.
W mistrzostwach Europy nie będzie można sobie pozwolić na potknięcie, a grupy łatwej nie mamy.
- Na początku czekają nas spotkania z Niemcami, Bułgarami i Słowakami. Niestety już w pierwszym etapie będzie bardzo trudno, ale zawodnicy ciężko pracowali i wierzę, że są w pełni przygotowani do walki. I tego przede wszystkim od nich oczekuję. Można przegrać, to jest sport, ale nie można się poddawać. Jeśli wychodzi się na parkiet, to trzeba na nim zdrowie zostawić. Znam doskonale trenerów Bułgarii - Radostina Stojczewa i Niemiec - Raula Lozano i wiem, że oni swoim podopiecznym nie odpuścili nawet dnia pracy. A szkoleniowcem Słowaków jest mój wieloletni aystent Emanuele Zanini, więc podejrzewam, że przy mnie nauczył się mieć twardą rękę.
W sobotę walkę w ME zaczynamy od spotkania z Niemcami. Jaki to rywal?
- Niemcy to zespół jeszcze mało doświadczony, ale z roku na rok pod wodzą Lozano robią olbrzymie postępy. Ich siłą są rozgrywający - Patrick Steuerwald i Simon Tischer. To sprytni zawodnicy, którzy widzą wiele na boisku. Nie można zapomnieć też o atakujących. Do kadry po kontuzji wrócił Georg Grozer, a nawet jeśli on nie zdoła osiągnąć wysokiej dyspozycji na początku turnieju z łatwością zastąpi go Joachim Schoeps. Poza tym Lozano znakomicie zna każdego polskiego zawodnika. Zna słabe i mocne strony biało-czerwonych i będzie próbował to wykorzystać.
W niedzielę rywalem będą Bułgarzy.
- To kandydaci do medalu. Spotkaliśmy się całkiem niedawno. W turnieju finałowym Ligi Światowej wygraliśmy z nimi 3:0 i mam nadzieję, że ten wynik powtórzymy w Pradze. Nie będzie jednak łatwo. Imprezy mistrzowskie rządzą się swoimi prawami, a zawodnicy tacy jak Cwetan Sokołow, Matej Kazijski czy Władimir Nikołow nie odpuszczą. To właśnie na nich opiera się cała gra i na tę trójkę trzeba najbardziej uważać.
Na koniec fazy grupowej spotkamy się ze Słowacją. Wydaje się, że to nasz najsłabszy rywal.
- Zgadza się, ale tak to wygląda tylko na papierze. Oni mogą być groźni. Nie możemy się skupić na rywalizacji z Niemcami i Bułgarami, bo gdzie trzech się bije... Nie wolno ich zlekceważyć. Wygrali ostatnią edycję Ligi Europejskiej i to nie jest przypadek.
Wydaje się, że mamy najsilniejszą grupę. Zgadza się pan z tym?
- Zdecydowanie tak. Oczywiście nie będziemy rozpaczać, bo to nie o to chodzi. Jeśli chcemy zdobyć medal, to musimy wygrać z każdym, dlatego podejdziemy do tego profesjonalnie i z zimną głową.
W Lidze Światowej błyszczał Bartosz Kurek. Mówiono o nim jak o liderze polskiej ekipy. Czy on już do tego dojrzał?
Mentalnie na pewno, ale nie wiem, czy sam do siebie dopuszcza taką myśl. Po cichu o tym marzę. Bartek jest zawodnikiem kompletnym. Nie znaczy to oczywiście, że nie musi ćwiczyć i się doskonalić, ale jak patrzę jak pracuje, nie mogę w to uwierzyć. Ten chłopak ma wszystkie papiery na to, by stać się najlepszym przyjmującym na świecie i wcale niedużo mu do tego brakuje. Jest jeszcze młody i bezsprzecznie jest liderem reprezentacji, mimo że sam się przed takim określeniem broni. Myślę, że po LŚ sam powoli zrozumiał, że jest najważniejszym w tej chwili ogniwem tej drużyny. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że ani na chwilę nie zwalnia. Z każdego treningu wychodzi skonany, a za parę godzin zjawia się znowu z uśmiechem na twarzy i czeka, co tym razem ma robić. Chce się doskonalić, a to jest najważniejsze. Poza tym ma niesamowitą łatwość przebywania w grupie. Jest bezkonfliktowy, w każdym momencie dba o to, by to cała drużyna zyskiwała, a nie tylko on.
Kto jest pana faworytem ME?
- Bezsprzecznie Rosjanie. Będę bardzo zaskoczony, jeśli nie zdobędą złota. Uważam, że w tej chwili nie ma od nich lepszej drużyny na świecie, a europejskie wyprzedzają o przynajmniej jeden poziom. Potem sprawa jest otwarta. O srebro będą walczyć takie zespoły jak Polska, Włochy, Bułgaria, Niemcy, Serbia.
Czyli nadal wierzy pan w medal Polaków?
A czy moja praca miałaby sens, gdybym zwątpił? Wiem jak ciężko pracowaliśmy i wiem na co nas stać, choć zdaję sobie również sprawę z tego, że to nie będzie łatwe. Powtórzę jednak jeszcze raz. Przegrać można, ale nie bez walki. Jeśli będę widział, że moi zawodnicy na parkiecie zostawili zdrowie i całą energię, nigdy nie będę miał do nich pretensji.
O czym pan marzy przed rozpoczęciem ME?
Ciągle o tym samym. Chciałbym zrobić zdjęcie moim chłopcom na podium. Właśnie po to codziennie tak ciężko pracowaliśmy. To byłaby najlepsza nagroda.