Italia i biało-czerwoni nie wpadali w ostatnich latach na siebie zbyt często w oficjalnych spotkaniach. W tym sezonie walczyli ze sobą dwukrotnie i za każdym razem ze zwycięstwa cieszyli się zawodnicy z Półwyspu Apenińskiego.

Najpierw przyszło im się zmierzyć w fazie finałowej Ligi Światowej. Górą byli Włosi 3:0. Podobnie było przed niemal trzema tygodniami w Katowicach. W rozgrywanym tam Memoriale Wagnera Polacy potrafili ugrać tylko jednego seta - właśnie z Italią.

W imprezach mistrzowskich los ich nie połączył. Po raz ostatni walczyli ze sobą w ćwierćfinale igrzysk olimpijskich w Pekinie. Tam byli o krok od zwycięstwa. Dwa pierwsze sety przegrali dosyć wyraźnie, ale później zaczęli odrabiać straty.

W dwóch decydujących o wyniku akcjach, najpierw 16 centymetrów niższemu Valerio Vermiglio udało się przepchnąć nad siatką piłkę pomiędzy rękami Łukasza Kadziewicza, następnie akcji nie skończył Mariusz Wlazły, a Włosi udanie skontrowali. Ostatecznie w tie-breaku był wynik 15:17 i wygrana Italii 3:2.

W mistrzostwach świata przez ostatnie dwadzieścia lat grali ze sobą tylko raz - w 2002 roku w Argentynie Polacy odnieśli zwycięstwo 3:2. W czempionacie Starego Kontynentu czterokrotnie przyszło im się zmierzyć i za każdym razem dominowali Włosi - w 1995, 2001 i 2005 roku wygrywali zdecydowanie po 3:0, a w 2007 roku 3:2.

Tym razem atutem biało-czerwonych jest trener - Włoch Andrea Anastasi, który świetnie zna reprezentację z Półwyspu Apenińskiego. Jeszcze rok temu sam był ich szkoleniowcem i doprowadził zespół do czwartego miejsca mistrzostw świata. Do tego jest świetnym taktykiem i doskonale umie rozpracować przeciwników. To dobry znak przed sobotnim półfinałem w Wiedniu, który ma się rozpocząć o 18.

W drugim półfinale, który odbędzie się trzy godziny wcześniej, Serbowie zmierzą się z Rosjanami.