W Centrum Olimpijskim w Warszawie odbyła konferencja, na której ogłoszono skład polskiej kadry. Panowała podniosła i optymistyczna atmosfera.

Reklama

– Zapewniliśmy naszym zawodnikom optymalne warunki przygotowań. Po raz pierwszy wprowadziliśmy indywidualny program przygotowań dla zawodników mających potencjał medalowy. Wierzymy, że ten potencjał wykorzystają – mówił minister Giersz.

Przede wszystkim Kowalczyk

Optymizm szefa resortu sportu jest zrozumiały. Polska ma w tym roku dużą szansę po raz pierwszy w historii zdobyć więcej niż dwa medale podczas zimowych igrzysk olimpijskich. Jednak znacznie ciszej mówi się o tym, że większość tych nadziei spoczywa na barkach Justyny Kowalczyk. – Tak naprawdę Justyna ma cztery szanse medalowe w konkurencjach indywidualnych, bowiem w tym sezonie nawet w sprintach zajmowała czołowe lokaty – przyznaje Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, który nie obawia się, że forma najlepszej sportsmenki przyszła zbyt wcześnie. – Do tej pory sprawdza się wszystko, co mówił trener Wieretielny, i nie ma żadnych podstaw, aby mu nie wierzyć. Wygląda na to, że Justyna jest w znakomitej formie.

Reklama

Gorzej wygląda sytuacja naszych innych. Wyniki skoczków narciarskich z Adamem Małyszem na czele i biathlonisty Tomasza Sikory w tej chwili nie upoważniają do stawiania ich w roli faworytów do olimpijskich laurów. Co najwyżej zaliczają się oni do grona kandydatów do zajęcia wysokich pozycji. – Ja jednak utrzymuję, że skoczkowie też mają trzy szanse medalowe. Forma Adama Małysza rośnie, mimo wszystko liczę też na drużynę i odrodzenie Kamila Stocha – mówi Tajner.

Ponad stan?

Zgodnie z oczekiwaniami w ostatniej chwili skład reprezentacji został rozszerzony o ośmiu zawodników, którzy nie spełnili minimów stawianych przez PKOl, zdecydowanie bardziej rygorystycznych od tych określonych przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski. – Zareagowaliśmy na emocjonalny apel Rady Przygotowań Olimpijskich, ale tylko w przypadku sportowców spełniających trzy warunki: są w wieku do 23 lat, niewiele zabrakło im do spełnienia naszych kryteriów i w ostatnim czasie wykazali zwyżkę formy – wyjaśnia Nurowski.

Reklama

>>>Czytaj dalej>>>



Pytanie, czy 46-osobowa kadra rzeczywiście odpowiada naszej pozycji w sportach zimowych. W historii polskich startów olimpijskich pięć razy wysyłaliśmy już liczniejszą reprezentację, ale prawie zawsze znajdowała się w niej drużyna hokeja na lodzie. Cztery lata temu w Turynie kadra też liczyła 46 sportowców, ale już osiem lat temu w Salt Lake City tylko 30.

– Apeluję do dziennikarzy, a zwłaszcza parlamentarzystów, żeby wstrzymali się z organizowaniem konferencji do końca igrzysk – odpowiedział na te wątpliwości Piotr Nurowski, prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego, nawiązując do zdarzenia sprzed czterech lat. Po kilku nieudanych startach polskich sportowców w Turynie politycy PO zorganizowali spotkanie, na którym bardzo krytycznie ocenili występ naszej ekipy. Jak się okazało, przedwcześnie. W ostatnich dniach medale zdobyli Sikora i Kowalczyk.

Oprócz 46 sportowców do Vanvouver pojedzie 60 osób z kierownictwa misji oraz zaplecza szkoleniowo-techniczno-medycznego. – W tym roku nie ma żadnych osób towarzyszących. Każdy z członków tego zespołu odpowiada za konkretne kwestie – zaznacza prezes Nurowski. – Oczywiście dobór tych ludzi był zależny od pozycji poszczególnych zawodników. I tak zespół Justyny Kowalczyk liczy siedem osób, Sikory osiem, a skoczków sześć. Siłą rzeczy zabrakło miejsca dla opiekunów innych zawodników, ale regulamin igrzysk jest w tej kwestii nieubłagany.

Siódmy sponsor PKOl

Podczas wczorajszej konferencji została podpisana umowa sponsorska pomiędzy PKOl i TP SA. Tym samym jedna z największych firm została siódmym sponsorem komitetu. – Chodzi nam nie tyle o promocję konkretnego produktu, tylko pokazanie, że zawsze jesteśmy być związani z tym, co jest ważne dla Polaków – wyjaśnił Maciej Witucki, prezes TP SA.