„Takiej osoby brakowało nam w zespole” – mówią zgodnie wszyscy: trenerzy, zawodnicy i związek. Sam Małysz, mimo że początkowo sceptyczny, zaangażował się maksymalnie. Powrót do skoków narciarskich sprawił mu dużo radości, ale kosztował też wiele pracy.

Reklama

Oficjalnie jego funkcja brzmi: dyrektor sportowy ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej, ale gołym okiem widać, że swoje funkcje znacznie rozszerzył.

„Jest kimś znacznie więcej dla nas. Dla wielu wciąż jest idolem, mentorem, który zawsze służy swoim doświadczeniem i ogromną wiedzą, którą ma. Po drugie jest też dobrym duchem drużyny. Jest takim Kapitanem Wąsem, który przyjeżdża na zawody i wszyscy skaczą lepiej, bo po prostu dobrze czujemy się, kiedy jest z nami. Czujemy to wsparcie i wiemy, że zawsze możemy na niego liczyć” – powiedział Maciej Kot.

Małysz jednak zanim zaczął się sezon dołączył do teamu. To on w dużej mierze był pomysłodawcą zatrudnienia Stefana Horngachera. Najpierw przekonał związek, później trenera. To był jednak dopiero początek.

„Adam już przed sezonem zrobił bardzo dobrą robotę w PZN – taką poza kamerami. Pewne rzeczy uporządkował. Umożliwił nam trenowanie w bardzo dobrych warunkach i nawet wtedy, gdy nie był z nami, czuliśmy jego wsparcie. Dlatego właśnie on jest kimś dużo więcej niż dyrektorem sportowym. Jestem bardzo szczęśliwy, że Adam zdecydował się na pracę z nami” – dodał Kot.

Zresztą takiego samego zdania jest prezes PZN Apoloniusz Tajner. W rozmowie z PAP wspomniał o bardzo dużej roli swojego byłego podopiecznego. To, jak dobrze się obaj rozumieją było widać wielokrotnie. Ich stosunki można śmiało określić jako serdeczne i przyjacielskie. Obaj nadają na takiej samej fali i dobro skoków narciarskich wyraźnie leży im na sercu.

„Adam brał udział od wiosny w montowaniu i rekomendacji trenera, a potem dołączył jako etatowy współpracownik. Mi takiego człowieka bardzo brakowało. Jest łącznikiem między grupami skokowymi i kombinacji norweskiej, a mną, czyli kierownictwem. Adam to świetnie uzupełnił” powiedział Tajner.

Reklama

Nie tylko na tym polegała jednak jego rola. Na każdym kroku Małysz wspiera działania austriackiego szkoleniowca.

„Dzięki temu z tej machiny zrobiła się straszna siła. Adam pilnuje wszystkiego i to dzięki niemu to wszystko w ten sposób zagrało. Wniósł wiele nowych pomysłów, ocieplił atmosferę w grupie. Wymieniać można bez końca” – dodał prezes.

O tym, kim jest Małysz dla zawodników można było w trakcie zawodów Pucharu Świata przekonać się wielokrotnie. Z krótkofalówką w dłoni, z uśmiechem na ustach i gotowym dowcipem miał niemal cały czas kontakt z zawodnikami. Nie wstydził się żadnej pracy – był na każde niemal zawołanie skoczków, trenerów, dziennikarzy. Odpowiadał na każde pytanie, często rzucał anegdotą, dbał o to, by zawodnicy mieli czas na odpoczynek, ale i rozmawiali z mediami. Często stał przy nich w tzw. mixed zonie, trzymał narty, przynosił ciepłe kurtki. Gdy stawali na podium, był ich najważniejszym fotografem.

„Adam robił w tym sezonie naprawdę dobrą pracę. Jest osobą, której potrzebowaliśmy, jest dobrym menedżerem zespołu, +ogarnia+ media, żebyście nas nie zadusili. Jest też pośrednikiem pomiędzy nami, a władzami polskiego związku. To bardzo dobra sytuacja. Taki człowiek to jest dla nas super sprawa” – podkreślił dwukrotny mistrz olimpijski Kamil Stoch.

Zresztą między oboma panami widać wspaniałą więź. Śmiało można mówić o przyjaźni i wzajemnym zaufaniu. Nie tylko jednak dla skoczków Małysz jest ważną postacią. W samych superlatywach wypowiadają się o nim także trenerzy.

„Ciężko powiedzieć nawet, jaka jest jego rola, bo Adam robi wszystko. Pomaga w każdej kwestii i na pewno takiej osoby potrzebowaliśmy. To legenda skoków i dla każdego z nas to wspaniały impuls, że dołączył do nas. Przede wszystkim trzeba jednak powiedzieć, że to człowiek, który nie wstydzi się pracy. Jak on to robi, że wszystko jest zawsze zrobione, nie wiem” – przyznał w rozmowie z PAP asystent Horngachera Grzegorz Sobczyk.

A sam Małysz? Jak zwykle skromnie wypowiada się o swojej roli.

„Na początku nie wiedziałem, co będę robić. Funkcja dyrektora kojarzy się raczej z siedzeniem w biurze, ale ja od razu powiedziałem, że w ten sposób nie będę pracować. Chciałem być blisko zawodników, stać się trochę pośrednikiem między nimi a związkiem. I tak się chyba też stało. Starałem się także pomagać swoim doświadczeniem. Wydaje mi się, że to się udało” – podsumował.

Formalnie Małysz, nazywany przez kibiców „Orłem z Wisły”, jest szefem Horngachera. Ale tylko na piśmie.

„Jak przyjeżdżam na zawody Pucharu Świata, nie jestem dyrektorem. Jestem normalnym pracownikiem i to Stefan rozdaje zadania. On mówi, co mam w tym momencie robić, a ja się do tego stosuję. Oczywiście po zawodach jestem jego szefem” – zaznaczył.

Zakończony w niedzielę sezon Pucharu Świata był pod wieloma względami historyczny dla Polaków. Po raz pierwszy zdobyli Puchar Narodów, wywalczyli złoty medal mistrzostw świata w drużynie, stanęli na podium każdych drużynowych zawodów PŚ, Kamil Stoch wygrał Turniej Czterech Skoczni i zajął drugie miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ. Najlepszy w karierze rok ma za sobą także Piotr Żyła – drugi w TCS i brązowy medalista MŚ.