Radwańska wraz z ok. 20 tenisistkami i tenisistami z Polski oraz polskiego pochodzenia, uczestniczyła w sobotę w tradycyjnym, trzecim już spotkaniu US Open Goes Polish, które miało miejsce w Konsulacie Generalnym RP w Nowym Jorku.

Zdaniem rozstawionej z numerem dwa krakowianki rankingowe notowania nie mają większego znaczenia. Według niej niezależnie od tego czy startuje się z numerem dwa, czy trzynaście, równie dobrze można przegrać w pierwszej rundzie, jak też być w finale.

Reklama

Zrobię wszystko, żeby przynajmniej powtórzyć wynik z Wimbledonu (grała w finale - PAP), a jak będzie - zobaczmy - powiedziała PAP.

Cierpiąca niedawno na kontuzję zapewnia, że czuje się dobrze i jej bark jest "w troszkę lepszym stanie". Teraz jest koniec sezonu i czasem organizm odmawia posłuszeństwa, ale nie ma żadnej tragedii. Nie ma co panikować - zapewnia.

Pytana o rywalkę w pierwszej rundzie US Open Rosjankę Ninę Bratczikową (92. miejsce w rankingu WTA), Polka odpowiedziała: Tak naprawdę, to dobrze jej nie znam i co będzie okaże się dopiero na korcie. Jednak w tym turnieju każdy konkurent jest groźny i wszystko zależy od dnia.

Nawiązując do meczu finałowego Wimbledonu z potężnie zbudowaną i obdarzoną niezwykle mocnym uderzeniem Sereną Williams, krakowianka przyznaje, że jeśli Amerykanka jest w najwyższej formie, to walka z nią jest niezwykle ciężka. Aczkolwiek z każdym da się wygrać - podkreśliła.

Na spotkanie do nowojorskiego konsulatu przybyła też Urszula Radwańska. Nie jest przytłoczona, że występuje jakby w cieniu starszej siostry. Przeciwnie, bardzo się cieszy i dodaje, że sama także ma teraz najlepszy sezon w karierze.

Reklama

Mam nadzieję, że ja też wkrótce dołączę do czołówki - powiedziała PAP. Jak wyjaśnia, podąża ona inną, wolniejszą drogą niż Agnieszka. Przypomina, że miała przed dwoma laty poważną kontuzję kręgosłupa, ale teraz już się dobrze czuje.

Urszula Radwańska zajmuje w rankingu w rankingu WTA Tour 44. pozycję, ale sądzi, że będzie jeszcze wyżej. Jej rywalką w pierwszej rundzie nowojorskiego turnieju jest Włoszka Roberta Vinci (rozstawiona z numerem 20 - PAP), której ustąpiła kilka lat temu w eliminacjach na US Open.

To jest bardzo ciężka przeciwniczka, bo ma niewygodny styl i jest rozstawiona w rankingu wyżej ode mnie, ale będę się starała grać jak najlepiej - podkreśliła młoda polska tenisistka.

W turnieju wielkoszlemowym US Open, z pulą nagród 25,526 mln dolarów, najwyżej sklasyfikowany Polak Łukasz Kubot (ATP 78) zmierzy się Argentyńczykiem Leonardo Mayerem (ATP 63). "Nie uchodzę za faworyta i nie mam nic do stracenia. Mam nadzieję, że w pierwszej rundzie wygram ostatnią piłkę" - zaznaczył.

Kubot uważa US Open za specyficzny turniej, gdzie w przerwach między gemami jest dużo zabawy i choć nie wszystkim się to podoba, on sam lubi grać w takiej atmosferze.

Gospodarzem sobotniego spotkania była konsul generalna RP, Ewa Junczyk-Ziomecka. Tenisistów przedstawiał dwukrotny mistrz Australian Open, Johan Kriek, który wprawdzie pochodzi z Republiki Południowej Afryki, ale ma polską żonę.

W US Open 2012 Goes Polish uczestniczyły m.in. także Caroline Wozniacki z Danii, Angelique Kerber i Sabine Lisicki z Niemiec, Alicia Molik z Australii oraz Polacy Klaudia Jans-Ignacik, Mariusz Fyrstenberg, Marcin Matkowski i Jerzy Janowicz.

Pomysłodawcą corocznego spotkania z tenisistami był Paweł Gąsior, znany w środowisku nowojorskim działacz sportowy, organizator polonijnych mistrzostw świata w golfie i tenisie.

Jest to fantastyczna rzecz, bo prawie wszystkie nasze tenisistki i tenisiści biorący udział w US Open są daleko od domu i spotykają się w konsulacie z domową atmosferą - powiedział Gąsior.