W liczonej od 1968 roku open erze turniejowe "jedynki" wcześniej 19-krotnie zwyciężyły w paryskiej imprezie, ale tylko czterokrotnie w tym stuleciu.
Do 2003 roku niemal regułą było, że najwyżej rozstawione zawodniczki kończyły zmagania co najmniej na półfinale. Przez pierwsze 36 lat open ery tylko dwa razy odpadły wcześniej - w 1971 roku Australijka Margaret Court w trzeciej rundzie i w 1983 Martina Navratilova już w amerykańskich barwach w 1/8 finału.
Poprzednie 18 edycji French Open takich wpadek przyniosło aż 12. Najbardziej spektakularna miała miejsce w 2017 roku, gdy Niemka polskiego pochodzenia Angelique Kerber przegrała mecz otwarcia.
W ostatnim ćwierćwieczu jako turniejowym "jedynkom" udało się w Paryżu triumfować Belgijce Justin Henin, dwukrotnie Amerykance Serenie Williams (2013 i 2015) oraz Rumunce Simonie Halep (2018). Teraz w ich ślady poszła Świątek.
Polka, poza tym, że była najwyżej rozstawiona, przyjechała do Paryża po serii 28 wygranych meczów, którą przedłużyła już do 35.
Na tej serii absolutnie się nie skupiałam. Co więcej, w tym sezonie zdobyłam już tyle punktów do rankingu, że starałam się myśleć, że nie mam nic do stracenia. A z taką świadomością gra się łatwiej. Chyba każdy zawodnik tak ma - przyznała Świątek.
Był to jej drugi triumf na kortach im. Rolanda Garrosa. Wcześniej była bezkonkurencyjna w 2020, wpisując się wówczas w trend ostatnich lat - podobnie jak Łotyszka Jelena Ostapenko w 2017 oraz Czeszka Barbora Krejcikova przed rokiem zwyciężyła jako zawodniczka nierozstawiona.