Mało brakowało a wyjazd skończyłby się skandalem! Trening w dniu meczu wyznaczono na ósmą rano! Gdy nasi zawodnicy stawili się o wyznaczonej godzinie - okazało się, że nie ma im kto otworzyć hali! A organizatorzy gdzieś zniknęli...

Na obiad Polaków zawieziono do zwyczajnej jadłodajni! Dopiero po interwencji trenera Raula Lozano nasi siatkarze mogli zjeść w odpowiednich warunkach. Argentyński szkoleniowiec nie jest wysokiego wzrostu, ale w odpowiednich momentach potrafi stanąć na wysokości zadania. A siatkarze mu się odwdzięczyli i wygrali mecz!

Tylko w pierwszym secie biało-czerwoni grali ospale, jakby jeszcze nie zorientowali się, że mecz już trwa. Na szczęście nasi rywale też spali. Polacy zerwali się do boju w końcówce wygrywając 25:22.

Drugi set przebiegał już pod dyktando podopiecznych Raula Lozano. W drugiej części seta Polacy wręcz zmiażdżyli rywali, wychodząc na sześciopunktowe prowadzenie. I to uśpiło Polaków, którzy zamiast dobić rywala pozwolili mu odrobić straty. Końcówka jednak i tym razem należała do nas - wygraliśmy 25:23.

Trzeci set wyglądał niemal identycznie. Polacy sukcesywnie tworzyli przewagę, aż do stanu 20:13! I znów Amerykanie nie załamali się i odrobili straty. Tym razem jednak nie doprowadzili do remisu, choć byli blisko. 25:23 dla Polski.

W czwartej partii meczu Polska szybko objęła prowadzenie, ale siatkarze USA zdołali się pozbierać i w końcu udało im się nawet zdobyć jednopunktową przewagę. To jednak było wszystko na co pozwolili rywalom biało-czerwoni. Końcówka, choć nerwowa, należała do nas!

Do tej pory z USA graliśmy w Lidze Światowej cztery razy i tyle razy przegraliśmy. Za piątym razem się udało - trudno wymarzyć sobie lepszy start w rozgrywkach niż zwycięstwo na wyjeździe.

USA - Polska 1:3 (25:22, 23:25, 23:25, 23:25)