Na mistrzostwach Europy będzie miał pan do dyspozycji Gortata, Lampego, Szewczyka, Logana, Dylewicza. Czy mogło być lepiej?

Muli Katzurin: Jeśli oni rzeczywiście będą gotowi do gry w kadrze, to będzie to najlepsza drużyna, jaką Polska może obecnie wystawić. Może brakuje nam Zamojskiego z Prokomu, ale nie mogę narzekać na ten skład.

Reklama

To pana dream team?

Nie mogę tak powiedzieć. Po prostu mam najlepszych, na jakich nas stać. A drużyna marzeń to coś idealnego, niemal nieosiągalnego. Zresztą, jak myślę „dream team”, to widzę Amerykanów, a nie Polaków (śmiech).

Gortat powiedział, że już nie jesteśmy chłopcami do bicia, wygrywanie musi nam przychodzić coraz łatwiej.

Cieszę się, to mi się podoba. Lubię, jak mamy wysokie wymagania wobec samych siebie. Polska ma dużo utalentowanych zawodników, gramy u siebie, będziemy mieli za sobą rzeszę fanów. To ogromna szansa wreszcie coś zdziałać, ale trzeba zacząć od siebie – postawić sobie konkretne wymagania.

Według Ignerskiego ma pan bardzo zgraną drużynę - jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, i tak dalej. To nie przesada? Przecież jest tutaj kilku indywidualistów, którzy chcą się wybijać ponad innych.

Reklama

Kluczem to zwycięstwa jest gra zespołowa. To podstawa mojej filozofii. Musimy być jak jeden organizm. Jedni zawodnicy nie myślą o sobie, patrzą na mecz przez pryzmat drużyny. Inni mają duże ego, chcą się popisać, bo wydaje im się, że taki turniej to czas na popisy, jest „showtime”. Oczywiście będę o tym rozmawiał z moimi zawodnikami, ale chyba wszyscy podzielają moje zdanie.

Dla pana byłoby lepiej, gdyby Gortat przeszedł do Dallas, a nie zostawał w Orlando?

Ostatni sezon pokazał, że Marcin da sobie radę w każdym przypadku. W Orlando wiedzą, na co go stać, był coraz lepszy z każdym kolejnym meczem. Jest bardzo ambitny i na pewno dalej będzie się rozwijał. Tak czy owak, jestem z nim.

Maccabi Tel-Awiw to dla Lampego dobry klub?

Na pewno diametralnie inny niż Chimki Moskwa. Maciej nie grał wcześniej w takiej drużynie – i jeśli chodzi o fanów i kontakty z mediami czy umiejętności kolegów. Nigdy nie był częścią czegoś takiego. W jego przypadku to na pewno awans, ale to był czas, aby zrobić krok do przodu. Od kiedy miał 17 lat, każdy mówił, jaki ma wielki talent. Teraz Maciej może to udowodnić.

Jak duża jest różnica między koszykówką w Izraelu i w Polsce?

Przede wszystkim jak rozmawiasz o Maccabi, to nie mówisz o lidze, tylko Eurolidze. Najlepszy izraelski klub co rok chce grać w Final Four. Ma mnóstwo pieniędzy, na każdy mecz przychodzi kilkanaście tysięcy widzów. No i przede wszystkim jest gorąco. Lampe będzie musiał wyrzucić wszystkie swoje kurtki, których używał w Rosji (śmiech).

Jakie rozwiązania przeniósłby pan z Izraela do Polski?

W lidze izraelskiej mamy „rosyjskie prawo”. W każdej drużynie cały czas na boisku musi przebywać co najmniej dwóch rodzimych koszykarzy. To dobre dla Izraelczyków i dla tamtej reprezentacji. Ponadto w Izraelu gra dużo bardzo dobrych obcokrajowców. W lidze dzięki temu nie gra się defensywnie.

W Polsce też kiedyś było dobrze pod tym względem. Jednak z czasem poziom sprowadzanych obcokrajowców był coraz gorszy.

To wiąże się z możliwościami finansowymi klubów, ale musicie znaleźć równowagę między liczbą obcokrajowców a Polaków. To jest polska liga i trzeba stawiać na polskich koszykarzy. Nie może być też tak, że co roku drużyna wymienia pół składu i cały sztab szkoleniowy.

Jest pan zwolennikiem naturalizacji koszykarzy?

To jest rywalizacja krajów, a nie klubów. Problem pojawia się wtedy, gdy w kadrze masz kilka słabych punktów i chciałbyś je jakoś wypełnić. W niektórych krajach, jak Macedonia czy Bułgaria, mogą ci dać paszport w jeden dzień. Chcesz odpowiedni dokument? Masz, bierz… Nie powinno tak być. Muszą być jakieś limity, nie można dawać paszportu każdemu, kto go chce. Wydaje mi się, że jeden obcokrajowiec w kadrze wystarczy. Jak potrzebujesz jednego zawodnika do swojej drużyny, który wypełni ci lukę i podniesie poziom, to jest to OK.

Kilka lat temu koszykówka w Polsce zajmowała drugie miejsce pod względem popularności, zaraz za piłką nożną. Teraz spadła na jakąś czwartą pozycję. Da się to zmienić?

Powoli. Gdy liga stanie się atrakcyjna, będzie w niej wielu dobrych zawodników, to ta popularność wróci. W Polsce jest bogata koszykarska tradycja, wiem, że w wielu halach na meczach jest komplet publiczności. Więc możliwości są. Trzeba tylko walczyć o kontrakty telewizyjne, stawiać na miejscowych chłopaków, bo kibice lubią oglądać swoich. Wiele można zrobić.

Może to polscy trenerzy stanowią problem? Andrej Urlep powiedział, że ich poziom jest taki sobie, bo nie zna żadnego, który pracowałby za granicą.

Wiem, że niektórzy polscy szkoleniowcy są OK. Pochodzą z różnych szkół, mają różną mentalność, różne spojrzenie na grę. Tak więc są tacy, tacy i jeszcze inni. Ale szanuję wszystkich, nie chcę powiedzieć czegoś złego o kimkolwiek.

Eurobasket - to będzie historyczny turniej dla polskiego kosza?

Chcemy, żeby taki był. Konkrety? Można używać górnolotnych słów, powtarzać, że celujemy w podium, bla, bla, bla. Ale to nie jest poważne. Bo w tym sporcie wszystko może się zdarzyć. Chcemy jednak osiągnąć coś, co będzie pamiętane przez lata. Czy wypadniemy lepiej niż 12 lat temu? Nie chcę się do niczego porównywać. Mam zebrać najlepszych koszykarzy, zgrać ich i sprawić, aby dali z siebie wszystko.

Prezes PZKosz powiedział panu: albo medal, albo dymisja?

Nie, nikt nie mówi w ten sposób, ale na pewno każdy ma pewne oczekiwania, chce, abyśmy pokazali coś wyjątkowego. I ja to rozumiem, ale teraz jest czas na pracę, a nie na gadanie.

Podoba się panu w Polsce?

Bardzo, lubię Polaków. Byłem przez dwa lata we Wrocławiu, więc wasza gościnność to dla mnie nic nowego. W Izraelu nigdy nikt mi nie powiedział: nie jedź do Polski, bo tam są antysemici. Polska ma dobry image (śmiech).

Polacy się pana pytali, jak się pan czuje w Warszawie - blisko pomnika Bohaterów Getta?

Zawodnicy nigdy nie pytali się o moją przeszłość, stosunek do Holokaustu i tego typu rzeczy. Mam to szczęście, że moja rodzina od czterech pokoleń zamieszkuje teren dzisiejszego Izraela. Wszyscy moi bliscy tam się urodzili.