Do spotkania doszło miesiąc po tym, jak ogłoszono zawieszenie rozgrywek. Rozmowy trwały trzy godziny. Głównym argumentem właścicieli klubów, którzy próbują wymóc na zawodnikach ustępstwa finansowe, jest fakt, że w poprzednim sezonie 22 z 30 zespołów NBA przyniosło straty.

Reklama

Komisarz ligi David Stern opuścił obrady w ponurym nastroju. Zapytany, czy wierzy w powodzenie negocjacji, odpowiedział: "Chciałbym powiedzieć, że tak, ale nie mogę".

Mniej przygnębiony był jeden z reprezentantów koszykarzy Derek Fisher. Przyznał, że nie padły nowe propozycje rozwiązania konfliktu, ale ma nadzieję na zbliżenie stanowisk jeszcze w sierpniu. "Cały czas zdajemy sobie sprawę, jak daleko jesteśmy od siebie. Jednak bez rozmów postęp nie będzie możliwy" - przyznał gracz Los Angeles Lakers.

Mimo braku porozumienia, dwa tygodnie temu ogłoszono terminarz na nowy sezon, który ma się rozpocząć 1 listopada.

Ogłoszony 1 lipca lokaut oznacza zamrożenie kontraktów, zakaz transferów między klubami, a nawet zamknięcie przed koszykarzami hal i ośrodków treningowych. Kluby nie będą też partycypować w ubezpieczeniach zdrowotnych na wypadek kontuzji w meczach drużyn narodowych.

Reklama

Spór między właścicielami klubów a koszykarzami dotyczy przede wszystkim limitu zarobków w drużynie (tzw. salary cup), który w ostatnim sezonie wyniósł 58 mln dol. Po raz pierwszy wprowadzono go w sezonie 1984-85. Gracz NBA otrzymywał wtedy średnio 330 tys. dolarów. Już siedem lat później jego pensja przekroczyła milion, a w ubiegłym sezonie zawodnik zarabiał przeciętnie ponad pięć milionów. Teraz koszykarze domagali się wzrostu wynagrodzeń w takim stopniu, by w szóstym, ostatnim roku nowej umowy przeciętnie wyniosły one siedem milionów dolarów (w lidze gra 400 zawodników).

Trwający lokaut jest czwartym w historii ligi. Najdłuższy trwał ponad pół roku - od lipca 1998 do 20 stycznia 1999 roku. Sezon rozpoczął się wtedy 7 lutego, a każda z ekip zamiast 82 meczów sezonu regularnego rozegrała zaledwie 50.