W tym sezonie był to już jego 26. taki wyczyn. W ten sposób wyrównał osiągnięcie legendarnego Oscara Robertsona, który taką liczbę spotkań z dwucyfrowym dorobkiem w trzech elementach statystycznych miał w sezonach 1960/61 i 1963/64.
Robertson miał jeszcze lepsze sezony - 1961/62 z 41 "triplami", a inna legenda NBA Wilt Chamberlain w rozgrywkach 1967/68 miał ich 31. Westbrook jest trzeci w tym zestawieniu.
28-letni rozgrywający jest na dobrej drodze, by powtórzyć osiągnięcie Robertsona, który jako jedyny w historii ligi w edycji 1961/62 mógł się pochwalić średnimi z sezonu na poziomie triple-double. Westbrook po 54 z 82 spotkań notuje przeciętnie 30,9 pkt, 10,5 zbiórek i 10,2 asyst.
Po odejściu Kevina Duranta do Golden State Warriors jego gra praktycznie decyduje o wynikach Thunder. W starciu z Cavaliers gwiazdor gospodarzy popisał się m.in. znakomitą skutecznością w decydującym fragmencie czwartej kwarty. Od stanu 99:99 zdobył osiem kolejnych punktów, co dało jego drużynie prowadzenie 107:101, którego już nie oddała.
Gra aktualnych mistrzów jak zwykle opierała się na wielkiej trójce. Kyrie Irving zdobył 28 pkt, LeBron James 18 (tylko 8/19 z gry), a Kevin Love - 15 i 12 zb. "Russ był niesamowity, kolejny raz pokazał dziś, dlaczego jest pretendentem do nagrody MVP" - komplementował rywala "King James".
W czwartek Russella wsparli w ataku Victor Oladipo - 23 pkt i nowozelandzki środkowy Steven Adams - 20 i 13 zb.
Kibice w Oklahomie z niecierpliwością czekają na sobotni mecz, kiedy to ich drużyna zmierzy się z innym faworytem, najlepszym obecnie zespołem ligi Golden State Warriors z Durantem w składzie. "Na tę konfrontację czekamy wszyscy z niecierpliwością, ja szczególnie" - zadeklarował Westbrook, który odejście Duranta potraktował jak zdradę.
Dogrywka była potrzebna do rozstrzygnięcia spotkania w Dallas, gdzie Mavericks pokonali Utah Jazz 112:105. Zespół z Teksasu, po katastrofalnym początku sezonu, wrócił na właściwe tory - odniósł właśnie czwarte zwycięstwo z rzędu. Do dogrywki doprowadził Niemiec Dirk Nowitzki (20 pkt), trafiając na 2,8 sekundy przed końcem czwartej kwarty. Harrison Barnes zdobył dla gospodarzy 31 pkt. Rywalom nie pomogła znakomita gra Gordona Haywarda - 36.
Cenne wyjazdowy sukces odnieśli Boston Celtics, wygrywając w Portland z ekipą Trail Blazers 120:111. Goście mieli w tym meczu już 19 punktów straty do rywali, ale znów popisał się rozgrywający Isaiah Thomas, który w czwartej kwarcie uzyskał 15 ze swoich 34 punktów. "Zawsze wierzymy w siebie, w naszej koszykówce nigdy się nie poddajemy" - skomentował "kieszonkowy" koszykarz, mający 175 cm wzrostu.