Karierę zawodniczą zakończył w kwietniu 2021 r. po 20 latach spędzonych na koszykarskich parkietach. Zadecydowały o tym w dużej mierze problemy zdrowotne.

Na początku było mi trudno bez regularnych treningów, mimo że były one obciążające fizycznie. Myślę, że teraz już "przestawiłem" głowę na inne myślenie - przyznał 37-letni były reprezentant Polski, który karierę rozpoczął w 2001 roku w barwach Noteci Inowrocław, a zakończył właśnie w Arce Gdynia.

Reklama

Grał w Mikołajowie

Były koszykarz nie ukrywa, że „ciągnie” go nadal na boisko.

Ciągle czuję się młody duchem. "Ciągnie" mnie na parkiet. Gdy na treningach brakuje zawodnika do trójkowych gierek, to wchodzę. Czasami są także konkursy rzutowe z zawodnikami - powiedział.

W długiej karierze występował także przez sezon na Ukrainie, w zespole z Mikołajowa, miasta, które teraz znajduje się pod ostrzałem rosyjskiej armii.

Nie jestem w stanie cały czas uwierzyć w to, co się dzieje. Przez minione lata miałem i nadal mam - mimo rosyjskiej inwazji - kontakt z byłymi kolegami z drużyny. Ogranicza się on teraz głównie do wymiany informacji przez internet. Służę im radami, odpowiadam, na jaką pomoc mogą liczyć w Polsce Ukraińcy. Czekam na konkretne zadanie, by pomóc. Jak na razie żaden z moich znajomych nie ewakuował swoich najbliższych. To, co się dzieje na Ukrainie jest także dla nich szokiem - podkreślił.

Do domu wraca po 21

Reklama

Szubarga uznany za najlepszego polskiego koszykarza ekstraklasy w 2010 i 2017 roku (w tym drugim był również najlepszym strzelcem ligi ze średnią 18 pkt w meczu) cieszy się, że może przekazywać swoje doświadczenie młodszym. Przyznał też, że praca trenerska to wyzwanie i wyścig z czasem.

Kiedyś dwie godziny treningu to był kluczowy punkt dnia. Potem wracałem do domu i miałem czas dla rodziny. Teraz "ścigam się" z czasem, bo sam trening to nie wszystko. Są rozmowy przed zajęciami w sztabie trenerskim, analizy po treningach i meczach, przygotowywanie plików wideo z akcjami rywali. Jeśli trening kończy się o 19, to nigdy nie udało mi się wrócić do domu - tak jak zawodnikowi - o 19.30. Bywam w domu po 21. Rodzina jakoś powoli się przyzwyczaja… - dodał.

Koszykarz, który w barwach Asseco zdobył złoto (2011), srebro (2010) i brąz (2019), czuje satysfakcję z pracy, choć w tym sezonie klub nie walczy o czołowe lokaty. Asseco ma bilans 10-15 i jest w zasadzie pewne utrzymania w ekstraklasie. Przed sezonem wielu ekspertów widziało w zespole z Trójmiasta spadkowicza.

W ostatniej kolejce gdynianie wygrali w Szczecinie z faworytem - Kingiem, po dogrywce 85:78, mimo że w pierwszej części przegrywali bardzo wysoko.

To był niesamowity mecz, przegrywaliśmy już 20 punkami, a jednak udało się zwyciężyć na trudnym terenie. Szkoda, że inne wyrównane mecze +uciekły nam+, jak na przykład w Bydgoszczy, ale taki jest właśnie sport - dodał.

Były reprezentant kraju (w latach 2005-2013 rozegrał 59 meczów w drużynie narodowej, m.in. uczestniczył w dwóch Eurobasketach w 2009, 2013), uczy się cały czas na trenerskiej ławce i na razie nie potrafi znaleźć odpowiedzi na wiele pytań.

To zupełnie inna perspektywa. Inaczej odbiera się wygrane, ale i porażki. Są lepsze i gorsze mecze, ale najważniejsze jest to, że mamy pewność, że zostajemy w ekstraklasie. Powinniśmy się z tego cieszyć, bo przed sezonem typowano nas przecież do spadku. Zmienił się skład drużyny w porównaniu do początku rozgrywek, gdy rozpoczynaliśmy bez obcokrajowców, ale nadal wiele jest do poprawy. Czasami to kwestia koncentracji - niewłaściwej, ale myślę że także czegoś innego - "przemotywowania". Tak bardzo zależy zawodnikom na wygranej, że wewnętrzna presja przeszkadza - ocenił.