Śląsk potrzebował 10 meczów, by awansować do finału mistrzostw Polski, wygrywając obydwie rundy play-off - z Enea Zastalem Zielona Góra i Grupa Sierleccy Czarnymi Słupsk 3-2, w dość niecodziennych okolicznościach, bo głównie odnosząc zwycięstwa na wyjazdach. Legia awansowała z kompletem zwycięstw, pokonując faworytów z Ostrowa Wlkp. i Włocławka. Kto pana zdaniem jest faworytem rywalizacji o złoto?
Na tym etapie nie ma znaczenia, kto w jaki stylu wszedł do finału. Śląsk jest według mnie lepszą drużyną, ma lepszych zawodników, a kilku z nich, jak Kanter, Ramljak, gra cały na tym samym poziomie. W Legii liderzy mogą zagrać niebywały mecz, ale też i bardzo słaby.

Reklama

Słabe mecze przytrafiły się także wrocławianom i to we własnej hali, gdzie z Czarnymi przegrali raz różnicą większą niż 60 punktów. Ale w piątym meczu w Słupsku zespół trenera Andreja Urlepa znowu był lepszy...
Śląsk potrafi grać twardo w defensywie i pokazał to w każdym meczu w Słupsku, a wcześniej w Zielonej Górze. W ostatnim spotkaniu półfinału sędziowie dopuścili do twardej obrony, nie było "aptekarstwa". Taka sytuacja dawała przewagę wrocławianom i oni to wykorzystali. Nie pozwolili gospodarzom grać kombinacji, akcji dwójkowych, trójkowych.

Doświadczony Andrej Urlep, najstarszy szkoleniowiec ekstraklasy, kontra młodszy Wojciech Kamiński, który ma jednak 20-letnie doświadczenie na poziomie ekstraklasy. Kto ma więcej atutów?
Andrej Urlep to bardzo dobry szkoleniowiec. Zmienił się oczywiście przez 20 lat... Jako były opiekun wrocławian kibicuję Śląskowi, ale trzymam też kciuki za trenera Kamińskiego, by dobrze wypadł w tej konfrontacji.

To dość zaskakujące... Zwycięzca może być tylko jeden.
Tak, oczywiście, ale bardzo cenię Wojtka Kamińskiego. Stworzył bardzo fajną drużynę. Zresztą uważam go od lat za bardzo dobrego trenera. Jest sumienny, dokładny, potrafi wyegzekwować od zawodników to, czego chce. Bardzo dobrze prowadzi mecze. Potrafi reagować w każdej sytuacji, najlepiej - moim zdaniem - ze wszystkich trenerów w ekstraklasie. Lubię oglądać mecze drużyn prowadzonych przez Wojtka.

Reklama

Śląsk po raz pierwszy w play-off zagra z tzw. przewagą parkietu, czyli rozpocznie rywalizację we własnej hali. To ma znaczenie?
Nie, ale faktem jest, że Hala Ludowa jest trudna dla przyjezdnych, a Legii występującej na co dzień w małym obiekcie może się tam grać trudno. Z drugiej strony Czarni dali radę. Wydaje mi się, że trener Kamiński przeprowadził ze dwa treningi na warszawskim Torwarze przed finałem, by jego koszykarze mogli "poczuć" większy obiekt. Ja bym tak zrobił.

A co - na bazie pana trenerskiego doświadczenia - decyduje na tym etapie rozgrywek o sukcesie?
Pod koniec sezonu gra się siłą woli. Koszykarze rzucają na szalę wszystko, co mają i co mogą, bo czują zmęczenie fizyczne, ale bardziej psychiczne. Ważną rolę i zadanie ma szkoleniowiec, który musi wyważyć, ile można jeszcze "docisnąć" swoich koszykarzy, a kiedy odpuścić. Wiem, że pierwsze minuty treningów pod koniec sezonu polegają głównie na tym, by zmusić chłopaków do jakiegokolwiek wysiłku.

Reklama

Jaki przebieg będzie miała finałowa rywalizacja? Znowu będzie taki rollercoaster jak choćby w półfinale Śląsk - Czarni?
Nie sądzę. Spodziewam się, że wszystkie spotkania będą wyrównane, że na tym etapie nie będzie "huśtawki" jak w półfinale, z różnicą kilkudziesięciu punktów dla jednej drużyny.

O zawodnikach Śląska już pan wspomniał, a jak ocenia pan liderów Legii?
Robert Johnson gra strasznie nierówno. Potrafi spisywać się fantastycznie w jednym fragmencie meczu, jak np. we Włocławku w dogrywce, ale popełnia też seryjnie błędy. Najbardziej odpowiedzialny i przewidywalny jest Łukasz Koszarek, choć dwa razy "podpalił się" niepotrzebnie w półfinale. Generalnie gra bardzo rozważnie i jest przedłużeniem ręki i myśli Kamińskiego. Jest dużym atutem Legii.

Stara koszykarska prawda mówi, że play-off to czas weteranów, ale przecież młodszym łatwiej zachować zdrowie i formę na końcówkę sezonu...
Łukasz ma głowę sprzężoną z mięśniami. Dlatego łatwiej mu podejmować decyzje. Jak wie, że nie przyspieszy, to robi co innego. Po prostu z doświadczenia wie, że na siłę nic nie da się zrobić. Porównałbym go do "intelektualistów" na boisku, w mojej reprezentacji największymi byli Dariusz Szczubiał i Dariusz Zelig, a we wcześniejszych latach Mietek Łopatka, Kaziu Frelkiewicz, Andrzej Pstrokoński czy Olek Roniker.

Emocjonuje się pan wyłącznie koszykówką mając takie sportowe korzenie? Pana dziadek był najmłodszym bratem ojca Wacława Kuchara - zawodnika Pogoni Lwów, jednego z najwybitniejszych i najwszechstronniejszych sportowców okresu międzywojennego.
Nie tylko koszykówką, w zasadzie w telewizji oglądam tylko sport. Chodzę też na mecze piłkarskie i bardzo lubię żużel. Oglądałem w sobotę zawody na PGE Narodowym w Warszawie. Skąd żużel? W swojej karierze byłem też przez dwa lata prezesem WTS Sparty Wrocław i zdobyliśmy drużynowe mistrzostwo Polski w żużlu w 2006 r.