Tuż przed startem bokserskich mistrzostw świata, na froncie pod Kreminną w obwodzie ługańskim zginął młody ukraiński pięściarz - mistrz Europy Maksym Galiniczew, ojciec trzyletniej córki. Zamiast bić się w ringu o medale, walczył w obronie ojczyzny. W mistrzostwach w Delhi mogli startować Rosjanie oraz Białorusini i to z pełną pompą: z flagami, hymnami, godłami narodowymi. Szefem Międzynarodowej Federacji Bokserskiej (IBA) jest bowiem Rosjanin Umar Kremlew, który powtarza wyświechtane hasło, że sport powinien być wolny od polityki.

Reklama

Trudno o większą dawkę hipokryzji i cynizmu. Kremlew utrzymał władzę w IBA w kuriozalny sposób. Na kongresie w Erywaniu delegaci zagłosowali za tym, by nie przeprowadzać nowych wyborów. Sport jest przeżarty korupcją, znamy to z FIFA, mniej ważne federacje, jak boksu amatorskiego, aż tak bardzo nie kłują w oczy na co dzień.

Zginęło 200 ukraińskich sportowców

W inwazji Rosji na Ukrainę zginęło dotąd 200 ukraińskich sportowców. Kilka dni przez Galiniczewem, łyżwiarz figurowy Dmytro Szarpar. Halę lodową Altair, gdzie trenował, zburzyły rosyjskie rakiety. Opowiadanie o rozdziale sportu i polityki w warunkach brutalnej agresji na sąsiadów jest ze strony Rosji mistrzostwem świata w manipulacji. Jak powiedział były mistrz świata bokser Władimir Kliczko, brat mera Kijowa, „na złote medale Rosjanie zasługują dziś wyłącznie w masakrowaniu cywilów, wywożeniu dzieci, gwałceniu kobiet”.

Reklama

Miesiąc temu Kliczko przestrzegał szefa MKOl Niemca Thomasa Bacha przed dopuszczeniem Rosjan i Białorusinów do igrzysk w Paryżu. Świat patrzy a historia cię osądzi - powiedział. Jeśli wpuścisz ich na igrzyska, podpiszesz się pod okrucieństwami dokonywanymi przez nich w Ukrainie.

Reklama

Przeciwko planom Bacha występowali politycy, europosłowie, także ludzie sportu. Przede wszystkim w Europie, bo im dalej od teatru wojny rosyjsko-ukraińskiej, tym protesty są mniej radykalne. Politycy w Ameryce Łacińskiej mogą się popisywać niechęcią do USA, wspierając Putina. Z naszego punktu widzenia to Himalaje absurdu, ale w zbiorowej świadomości tamtych ludzi: Rosjanin, czyli starszy brat, dyscyplinuje młodszego brata Ukraińca, za przymilanie się do Zachodu. Na tym polega konflikt z ich punktu widzenia. Bach - by utrzymać stanowisko w MKOl - musi się liczyć z głosami federacji europejskich tak samo jak afrykańskich, azjatyckich, czy tych z Ameryki Łacińskiej.

Na protesty polityków w Europie, USA, Kanadzie, czy Australii szef MKOl odpowiadał jak Kremlew, że sport i wojna to dwie różne rzeczy. Że nie można dyskryminować sportowca ze względu na paszport i kraj urodzenia. Że rosyjscy i białoruscy zawodnicy nie muszą mieć nic wspólnego z agresywnym reżimem Putina czy Łukaszenki. Tylko, czy rzeczywiście nie mają?

Mowa trawa. A jednak nie tylko boks, także tenis, szermierka, kolarstwo dopuszczają do rywalizacji sportowców rosyjskich. Dlaczego dyscypliny olimpijskie miałyby postępować inaczej? - pyta Bach.

Organizatorzy Wimbledonu zmienili zdanie

We wtorek MKOl zarekomendował sportowym federacjom, że mogą przywrócić Rosjan i Białorusinów do międzynarodowych startów indywidualnych jako zawodników „neutralnych", czyli bez symboli narodowych. Z tej porady skorzystali w piątek organizatorzy Wimbledonu, którzy przed rokiem wbrew zaleceniom ATP I WTA nie wpuścili na swój turniej tenisistów z Rosji i Białorusi. Teraz zmienili zdanie. Oczywiście będą wymagali “neutralności” w ich stosunku do wojny w Ukrainie.

Tak MKOl, jak szefowie Wimbledonu podkreślają, że nie dostanie zgody na start zawodnik, który wspierał lub propagował wojnę, albo jest związany z rosyjskim wojskiem, czy służbami bezpieczeństwa.

Nie będzie powrotu do sportu dla rosyjskich drużyn: piłkarzy, siatkarzy czy hokeistów. Dla Rosjan to ważne, bo na igrzyskach w Tokio zdobyli 21 medali w konkurencjach zespołowych, z czego 7 złotych.

MKOl wciąż nie zdecydował, czy „neutralni" Rosjanie będą mogli wystartować w przyszłorocznych igrzyskach w Paryżu. Rekomendacje nie oznaczają też ostatecznej decyzji. World Athletics rządząca światową lekkoatletyką utrzymuje całkowity zakaz startów Rosjan. Tymczasem lekkoatletyka to główna atrakcja igrzysk.

Wtorkowa decyzja MKOl jest krokiem w stronę przywrócenia Rosji do sportu. Komunikat władz Wimbledonu to kolejny sygnał, że opór i sankcje słabną, choć Putin wciąż nie zrobił nic, by było to uzasadnione. Przeciwnie.

Rosjanie: MKOl nas dyskryminuje

Paradoksalnie najgłośniej decyzję MKOl oprotestowali sami Rosjanie. Twierdzą, że MKOl ich dyskryminuje, nie pozwalając na start w narodowych barwach. Szef rosyjskiego komitetu olimpijskiego, były szermierz, zwolennik Putina Stanisław Pozdniakow nazwał decyzję MKOl farsą. Zakaz startów dla sportowców związanych z armią i siłami bezpieczeństwa nazywa “atakiem na rosyjski sport”. Przytakuje mu były hokeista i minister sportu Wiaczesław Fietisow. To, co ogłosił MKOl, jest niemożliwe! Niemożliwe! - powtarza trenerka gimnastyczek Walentyna Rodionenko.

Część rosyjskich sportowców, medalistów z Tokio twierdzi, że nie wystartuje więcej na igrzyskach bez barw narodowych. Na przykład Sofija Welika, szermiercza mistrzyni w turnieju drużynowym, wicemistrzyni w indywidualnym, która dosłużyła się stopnia kapitana w rosyjskiej armii.

Rosyjski sport utrzymuje wojsko lub milicja. Na 71 medali zdobytych przez zawodników Rosji na igrzyskach w Tokio (wtedy występowali bez barw narodowych za państwowo wspierany doping), aż 41 zdobyli zawodnicy CSKA, czyli Centralnego Klubu Wojskowego (największy z nich w Moskwie) oraz milicyjnego Dynamo (z Dynamo Moskwa).

MKOl podkreśla, że nie dopuści do startu sportowców pokazujących się z rosyjskim symbolem „Z", a także tych, którzy brali udział w wiecach prowojennych na stadionie Łużniki w Moskwe. Mistrz olimpijski w pływaniu, sierżant moskiewskiej policji Jewgienij Ryłow, został za to ukarany dziewięcioma miesiącami dyskwalifikacji.

„Policzek dla ukraińskich sportowców”

Wtorkowa decyzja MKOl nie podoba się również ludziom po drugiej stronie barykady. W Ukrainie, w Polsce, w Krajach Bałtyckich, Skandynawii i właściwie w całej Europie. To co robi MKOl jest policzkiem dla ukraińskich sportowców – powiedziała minister spraw wewnętrznych Niemiec Nancy Faeser. Premier Mateusz Morawiecki nazwał to skandalem i zdradą ducha sportu.

Polskie ministerstwo sportu napisało, że sytuacja wojenna się nie zmieniła: Rosja wciąż prowadzi inwazję na Ukrainę, a więc polskie stanowisko pozostaje bez zmian. Miesiąc temu minister Kamil Bortniczuk wspominał nawet o bojkocie igrzysk w Paryżu, ale przyznawał, że gdyby nasi sportowcy nie pojechali do stolicy Francji, byłaby to kara dla nich, a zwycięstwo Rosjan.

Mnóstwo paradoksów w tej sytuacji nie może przysłaniać faktu, że w tej wojnie ktoś jest agresorem, a ktoś został napadnięty. Być może wykluczanie Rosjan ze sportu to kara, która uderzyła w kilku bogu ducha winnych zawodników, ale biorąc pod uwagę państwowe finansowanie sportu rosyjskiego i jego propagandową rolę w reżimie Putina, nie ma lepszego wyjścia. Bach może opowiadać bajki o neutralnej i jednoczącej roli sportu oraz igrzysk, ale i tak nikt w to nie uwierzy.