PNA rozpoczął się mocnym akcentem politycznym i się nim zakończył. Podczas ceremonii otwarcia prezydent Angoli Jose Eduardo dos Santos potępił atak separatystów z Kabindy na autobus z reprezentacją Togo. Dodał, że Kabinda należy do Angoli i to się nie zmieni (podobno organizatorzy zdecydowali się rozgrywać mecze w Kabindze, aby podkreślić przynależność tej wyjątkowo bogatej w ropę prowincji do Angoli). Dos Santos uczestniczył w każdym meczu rozgrywanym w stolicy kraju Luandzie. To do niego niepodobne. Jednak skoro patrzyło pół świata, warto było się pokazać w towarzystwie notabli z całej Afryki. Prezydentowi Angoli towarzyszył prezes afrykańskiej federacji (CAF) Issa Hayatou, bo od początku trwania imprezy to politycy mieli największy wpływ na jej otoczkę - począwszy od bezpieczeństwa, a na oficjalnych komunikatach wysyłanych w świat skończywszy.
W trakcie trwania turnieju w sportowe sprawy wtrącali się również głowy innych afrykańskich krajów. Selekcjoner Wybrzeża Kości Słoniowej przed jednym z meczów otrzymał list od prezydenta kraju. "Tutaj futbol i polityka są wymieszane. Odczuwa się duży polityczny wpływ. Gdyby to wszystko zniknęło, afrykański futbol byłby lepszy" - powiedział Bośniak po porażce z Burkina Faso. Podobne notki od prezydentów dostawali trenerzy i działacze federacji Ghany i Nigerii.
Tymczasem politycy Unii Afrykańskiej wystosowali oświadczenie, w którym dowodzili, że tegoroczny PNA można uznać za symbol bezpieczeństwa i pokoju. To było kilka dni po tym, jak rząd Togo przysłał samolot po swoich piłkarzy, bo tych zaatakowali separatyści. W miniony piątek CAF nałożyła na Togo karę - zakaz uczestnictwa w dwóch następnych edycjach turnieju. Powodem była "ingerencja polityków", co brzmi paradoksalnie w kontekście całego turnieju. "To oznacza, że CAF nie ma poszanowania dla ludzkiego życia" - powiedział minister spraw wewnętrznych Togo Pascal Bodjona. Jego koledzy z rządu rozważają podjęcie kroków prawnych wobec CAF i angolskich polityków za zorganizowanie turnieju w "strefie wojny".
Ostatniego dnia turnieju dos Santos wraz z Hayatou wręczali złote medale piłkarzom Egiptu, którzy w finale wygrali 1:0 z Ghaną. Kilku zawodników podobno pozdrowiło wiwatujących w tym czasie mieszkańców Strefy Gazy. I znów zaczną się protesty.