Coś długo panu przyszło czekać na debiut? Występów w pierwszej reprezentacji wciąż zero, a powołanie już trzecie.
Dawid Janczyk: To prawda, nie miałem szczęścia do reprezentacji. Pierwsze zaproszenie dostałem jeszcze przecież od trenera Pawła Janasa przed mistrzostwami świata w 2006 roku. Niestety doznałem kontuzji i nie mogłem na kadrę przyjechać. Później w Legii grałem w kratkę, więc nie zasługiwałem na powołanie. Następnym etapem były udane dla mnie mistrzostwa świata do lat 20 w Kanadzie, transfer do CSKA Moskwa i powołanie, tym razem już od Leo Beenhakkera. Niestety znów doznałem kontuzji i po raz kolejny na zgrupowanie nie pojechałem.
Teraz też pan się bał, że coś opóźni ten debiut?
Miałem pewne obawy. Tak sobie myślałem, że mam taki niefart, że pewnie i tym razem coś mi się stanie, ale na razie, odpukać, wszystko wskazuje na to, że uda mi się zagrać ten pierwszy mecz w reprezentacji.
Na razie wypadł za to Radosław Majewski.
Każdy chce się pokazać selekcjonerowi, każdy ma nadzieję, że dzięki temu zgrupowaniu wpadnie w oko Beenhakkerowi i zostanie w kadrze na dłużej. No i okazało się, że zaczęliśmy zgrupowanie zbyt agresywnie. Szkoda Radka.
Podoba się panu atmosfera na zgrupowaniu?
Jak dotąd nawet bardzo. Jest kilku chłopaków, których nie znam, ale z większością miałem już do czynienia. Czy to w lidze, czy na mistrzostwach świata do lat 20, albo w jakichś reprezentacjach młodzieżowych.
Mieszka pan w pokoju z Adamem Danchem. To pozostałość po tych kanadyjskich mistrzostwach?
Tak, naprawdę się bardzo wtedy zżyliśmy. Zresztą nie tylko z Adamem, ale w ogóle całą tamtą grupą. Atmosfera w Kanadzie była niesamowita, nigdy wcześniej czegoś podobnego nie przeżyłem. Dlatego to zrozumiałe, że teraz najbardziej trzymam się właśnie z Danchem, czy Grześkiem Krychowiakiem.
Często pan wraca do tamtego turnieju. To był, jak na razie, najlepszy moment pana kariery?
Zdecydowanie tak. To przecież dzięki tamtemu turniejowi trafiłem do CSKA, poszedłem wyraźnie w górę.
Dziś nie żałuje pan tego transferu do CSKA?
Na początku wchodziłem na końcówki, strzelałem bramki. Wiedziałem, że nikt mi nie da miejsca w drużynie za darmo, ale dostawałem swoje szanse i naprawdę byłem zadowolony. A przecież wtedy było dwóch Brazylijczyków. Oprócz Vagnera Love, jeszcze Jo, który odszedł później do Manchesteru City. Dziś jednak gramy jednym napastnikiem, a ja nie dostaje szans na pokazanie się. Nie wiem tak naprawdę dlaczego tak się dzieje.
Gazzajew nie powiedział panu, że jest pan po prostu za słaby?
Nikt mi nic nie mówił. A co dziwne, to przecież właśnie Gazzajew był orędownikiem ściągnięcia mnie do Moskwy. Niedawno na końcówki zaczął wchodzić 19-latek z drugiej drużyny, Dmitrij Ryżow, a ja nawet przestałem się łapać na ławkę. Tylko czekałem na koniec sezonu, bo już od dawna było wiadomo, że Gazzajew w grudniu odejdzie. To powołanie spowodowało, że już teraz muszę się wziąć ostro do pracy. I bardzo dobrze. Wiążę tyle nadziei z tym zgrupowaniem. Jak uda mi się pokazać, to może stanę się częścią kadry Beenhakkera.
Zostanie pan w CSKA?
Zobaczymy. Wstępnie już powiedziałem, że będę chciał być gdzieś przynajmniej na sześć miesięcy wypożyczony. Najpierw jednak zapewne wrócę do Moskwy i zobaczę jak to wygląda u nowego trenera. Jeżeli nie będę mógł grać, to będę chciał odejść.
Wróci pan do Polski? Pisało się u nas o Bełchatowie...
Myślę, że byłby to bardzo dobry ruch. W Bełchatowie faktycznie mnie chcą. Jeżeli więc CSKA nie będzie stwarzać żadnych problemów, to istnieje duża szansa, że trafię do GKS. W Polsce będę miał więcej szans na grę i będę miał bliżej do tej wymarzonej kadry. Myślę, że na takiej transakcji mogą skorzystać obie strony.