Trzy lata temu za prawa do transmisji Ligi Mistrzów zapłacono 17 milonów euro. "Od kiedy jesteśmy w Unii Europejskiej ceny reklam znacznie zbliżyły się do bogatszych rynków europejskich, stąd wzrost" - ocenia Marian Kmita, szef Polsatu Sport.

Reklama

Znaczny wzrost ceny może wynikać m.in. ze zmiany regulaminu kwalifikacji do Ligi Mistrzów. Od najbliższego sezonu drużyny będą walczyć o awans w regionach, a więc polskie zespoły będą rywalizować z drużynami m.in. z Czech, Słowacji czy Litwy. To znacznie zwiększy szanse na to, że w końcu zobaczymy polską drużynę w najważniejszych klubowych rozgrywkach Europy. A co za tym idzie - rozgrywki staną się znacznie bardziej atrakcyjne dla polskiego widza.

Do tej pory LM pokazywana była raz w tygodniu w telewizji otwartej - w TVP oraz w kanałach należących do koncernu ITI, głównie stacji nSport, ale też w specjalnie uruchomionych na tę okazję kanałach. Dla nSport walka o Ligę może się okazać jednocześnie walką o byt. Najpoważniejszym konkurentem stacji należącej do koncernu ITI jest Polsat, który chce pokazywać rozgrywki w swoich kodowanych stacjach. Największym jego atutem jest spore doświadczenie (pokazywał Ligę Mistrzów przed nSportem) i zasięg. Stacja może docierać do 3 milionów gospodarstw domowych, podczas gdy nSport odbiera w tej chwili do 500 tysięcy gospodarstw.

Ten wynik na polskim rynku i tak odbierany jest jako spory sukces. Dariusz Tuzimek, szef sportu w nSport, uważa, że jego stacja ma również inne atuty. "Istotne będzie też to, ile meczów w technologii najwyższej jakości dana stacja jest w stanie pokazywać. Właśnie technologia jest naszym olbrzymim atutem, jesteśmy w ścisłej czołówce europejskiej" - zapewnia Tuzimek. "Poza tym argument o małym zasięgu też nie jest do końca trafiony. Jesteśmy częścią wielkiego koncernu, dlatego przy pokazywaniu Ligi Mistrzów współpracujemy z portalem onet.pl czy telewizją TVN".

Reklama

"Nie zgodzę się,m że nSport bije nas technologicznie. W tej chwili i my i Canal Plus możemy pokazywać mecze w technologii HD, a mamy dodatkowo lepszych dziennikarzy" - uważa z kolei Marian Kmita. Dodaje jednak: "Moim zdaniem decydującym czynnikiem i tak będzie cena. Pozostałe argumenty mogą być traktowane jako pomocnicze. Jeśli ktoś da o pół miliona euro więcej, to UEFA nie będzie się zastanawiała".

Tuzimek z kolei zaprzecza, że dla jego stacji to sprawa życia i śmierci, chociaż nie jest tajemnicą, że Polsat i Canal Plus chcą wyeliminować z gry konkurenta.

Szef nSportu zapewnia, że porażki nie bierze pod uwagę, ale gdyby co... Nie wyklucza, że jego stacja włączy się do walki o ligę angielską czy ligę hiszpańską, które będą dostępne od sezonu 2010/2011.

Reklama

Właśnie dlatego nSport nie musi wypaść z rynku. Polsat Sport od 3 sezonów nie pokazuje Ligi Mistrzów oraz Bundesligi - swoich kluczowych produktów, a mimo to wciąż trzyma się na prowadzeniu w klasyfikacji oglądalności stacji kodowanych. "To, że w ostatnim przetargu nie wygraliśmy praw do Ligi Mistrzów wyszło nam wtedy na dobre. Pieniądze przeznaczyliśmy na rozgrywki krajowe, jak boks czy siatkówka. A widzowie w danym kraju interesują się głównie rozgrywkami krajowymi. A więc chociaż Liga Mistrzów jest prestiżowa i istotna, to na pewno nie jest produktem, który może zadecydować o tym czy jakaś stacja będzie istniała czy nie" - uważa Kmita.

Nad zakupem praw do Ligi Mistrzów zastanawia się też nowa na rynku Orange Sport. "Jesteśmy dość młodą stacją, ale tego nie wykluczamy. Czekam na informacje od ścisłego kierownictwa" - przyznaje Alain Budzyk, dyrektor kanału. Decyzja zapadnie na najwyższych szczeblach telekomunikacji. W tej chwili stacja jest na dorobku. Dociera do zaledwie 200 tysięcy abonentów.

Istnieje znaczne prawdopodobieństwo, że Orange będzie chciało wystartować razem z Canal Plus (tak jak w przypadku polskiej ekstraklasy) oraz z TVP.

Wiadomo, że TVP w przetargu wystartuje, ale ewentualna oferta telewizji nie będzie różniła się od dotychczasowej. Konkurenci twierdzą, że dla telewizji publicznej sprawa jest prestiżowa, bo przegrała z Polsatem walkę o Euro 2008. Szef sportu w TVP Robert Korzeniowski wyjaśnia: Przegrana w walce o Euro nie ma tu żadnego znaczenia, bo w trudniejszej sytuacji od nas jest teraz konkurencja, która w przeciwieństwie do nas nie ma praw ani do reprezentacji Polski, ani do dwóch kolejnych Mundiali.

Można przypuszczać, że od przyszłego tygodnia w TVP podobnie jak teraz będziemy oglądać jeden mecz w tygodniu, w środę. Nie więcej, bo jak twierdzi Korzeniowski: "Fakt, że pokazywaliśmy tylko jeden mecz w ciągu tygodnia, nie wynikał z tego, że nie chcieliśmy pokazywać więcej. To wymóg licencji UEFA, która do wyboru pozostawia nam tylko mecz w środę lub wtorek, zapewniając jednocześnie dostęp do skrótów wszystkich spotkań dla widzów telewizji niekodowanej”. TVP ma więc do wyboru wtorek lub środę, jednak wybiera zawsze środę, gdyż we wtorek widzowie wolą oglądać serial „M jak Miłość”, który ma rekordową oglądalność".