Jest pan już zawodnikiem Panathinaikosu Ateny?

Jeszcze nie. Umówiłem się z Grekami, że dzisiaj podpiszemy umowę. Prawdopodobnie zwiążę się z klubem na trzy lata.

No to proponuję mały quiz związany z pana nowym miejscem pracy. Ile razy Koniczynki były mistrzami kraju?

Nie wiem. Zastrzelił mnie pan tym pytaniem. Ale obiecuje, że przy następnym wywiadzie będę już obkuty z historii Panathinaikosu.

Pod warunkiem że jeszcze kiedyś porozmawiamy. Przecież po podpisaniu kontraktu może pan przestać odbierać telefony, tak jak niektórzy polscy zawodnicy z niezłych zagranicznych klubów.
Spokojnie, mnie to nie grozi. Ja nadal jestem normalnym, skromnym chłopakiem z Pułtuska. Na pewno nie zacznę chodzić teraz w wielkich okularach przeciwsłonecznych i nie zmienię numeru telefonu. W moim przypadku gwiazdorstwo nie wchodzi w grę.

Czyli nie da się pan też porwać nocnemu życiu w Atenach?
Ja tam wolę w domu siedzieć i mądre książki czytać albo wzruszające filmy oglądać. Poza tym wiele wieczorów mam zamiar spędzać z narzeczoną, która pracuje w Polsce i będzie miała teraz do mnie bezpośredni samolot z Warszawy.

Emanuje z pana niesamowity optymizm.
Dziwi się pan? Jak pomyślę o tych 70 tysiącach kibiców na stadionie w Atenach, to oczy mi się same śmieją. Grać dla nich to będzie przygoda życia. Wie pan, że już w pierwszym meczu zmierzymy się z Olympiakosem Pireus? Michał Żewłakow zadzwonił do mnie z tą nowiną.

No to już w debiucie zaliczy pan tęgie lanie od mistrzów Grecji.
Bez żartów proszę, na pewno wygramy. Musimy teraz bić wszystkich, by odzyskać tytuł, w końcu obchodzimy stulecie klubu. Przyznam, że jak tylko Michał Żewłakow uświadomił mi, że z nimi gramy, to posurfowałem trochę w sieci, po czym oddzwoniłem do niego. Mówię mu: chłopie, powtórzymy wynik z 1930 roku. On zapytał, ile wtedy było. Odparłem, że 8:2 dla Panathinaikosu.

Czuje się pan dość pewnie.
Myślę, że mam spore szanse na występy. Z klubu odszedł Kameruńczyk Pierre-Owomo Ebede, dotychczas pierwszy bramkarz. Prasa w Grecji pisze, że to właśnie ja mam go zastąpić w wyjściowym składzie.

Wytrzyma pan tę presję? Atmosfera wokół Panathinaikosu jest niesamowita. Setki dziennikarzy, tysiące fanatycznych kibiców pamiętających złote czasy Wandzika i Warzychy.
Kiedyś mógłbym nie podołać zadaniu, ale teraz jestem o siebie spokojny. Malarz z polskiej ligi, a Malarz z Grecji to różne osoby - nabrałem dystansu do świata, stałem się dojrzałym, ułożonym facetem. Na boisku ręce na pewno mi nie zadrżą.

Wspomniał pan o naszej ekstraklasie - jak to możliwe, że bramkarz Panathinaikosu okazał się za słaby w Amice i Lechu?
Hm... We Wronkach odsunięto mnie od składu po jednym nieudanym meczu z Groclinem. Owszem, zawaliłem wówczas gola, ale żeby za to skreślić człowieka na zawsze? W zachodnich klubach byłoby to nie do pomyślenia, tam działacze są o wiele bardziej cywilizowani. Odszedłem więc z Amiki, sam poprosiłem o rozwiązanie kontraktu. Swoją drogą ciekaw jestem, jakie miny miało paru ludzi, którzy mnie skreślili, gdy usłyszeli, że będę grał w Panathinaikosie.

Pewnie wciąż się dziwią.
Ja sam nadal jestem w szoku. To cudowne, mogę nazwać się naprawdę szczęśliwym człowiekiem.