- Jak tylko zaczynam myśleć o swojej grze w reprezentacji, to mam łzy w oczach. Bo gdy śpiewamy hymn przed meczem, to ma się takie dreszcze emocji… Odrzucamy wtedy wszyscy kule i obejmujemy się za barki, czujesz bliskość kolegów. Nie, żadne słowo nie odda tego, co się wtedy w środku człowieka dzieje – mówi obrońca Przemysław Świercz. – W takiej chwili wiesz, że robisz coś dla kraju. Zaszczytem jest noszenie koszulki z orłem na piersi – dodaje prawy skrzydłowy Adrian Stanecki.
Nasza piłkarska reprezentacja, trenowana przez Marka Dragosza, zajęła 7. miejsce na zakończonych w listopadzie mistrzostwach świata w Amp futbolu.
Życie na maksa
Amp futbol to piłka nożna dla osób po jednostronnej amputacji kończyny dolnej lub z jej wrodzoną wadą, a w przypadku bramkarza kończyny górnej. Zasady są praktycznie takie same jak w zwykłej „kopanej”. Boisko ma wymiary 60 na 40 m. Mecz trwa 50 min (2 x 25 min, 10 min przerwy), są spalone, faule oraz kartki. Na boisko wychodzi szóstka zawodników pola i bramkarz.
Kiedy w Warszawie spotykam się ze Świerczem (Husaria Kraków) i Staneckim (Gloria Varsovia), pytają na wstępie, o czym będziemy rozmawiać, bo przecież w DGP nie ma działu sportowego. Wspólne tematy szybko się jednak znalazły, bo jeden z bramkarzy reprezentacji stracił rękę w wypadku w kopalni, a głównym sponsorem drużyny jest koncern energetyczny – a ja górnictwem i energetyką zajmuję się w gazecie na co dzień. Okazuje się również, że wszyscy trzymaliśmy kciuki za powrót Roberta Kubicy do Formuły 1. – Wytrwały, cierpliwy, silny – mówi o nim Przemysław Świercz. Gdy mówię, że ampfutboliści też tacy muszą być, chwilę się zastanawiają. – My Amp traktujemy raczej jako odskocznię, a nie dążenie do celu jak w przypadku Kubicy. To jego praca i życie, a dla nas dodatek, choć poświęcamy mu dużo czasu. To taka nasza trzecia noga, po rodzinie i pracy – śmieje się. – Mamy zawodnika, który grał w klubie w piłkę, ale uległ wypadkowi. Przyszedł do nas. Dla wielu chłopaków to jednak jest całe ich życie – zauważa Świercz.