Zgodzi się pan z opinią, że po EURO mamy tylko jeden powód do dumy, a ten powód nazywa się Artur Boruc?

Frans Hoek: Oczywiście, że się zgodzę. Artur zagrał świetny turniej, a wyższego poziomu niż mistrzostwa Europy w futbolu już nie ma. Dlatego bardzo się cieszę, że Boruc udowodnił jak fantastycznym jest zawodnikiem. Nie wiem jednak, co mi bardziej zaimponowało: jego postawa na boisku, czy zachowanie poza nim. Rozmawiałem z Arturem po turnieju, a on naprawdę szczerze mówił, że zamieniłby swoje indywidualne popisy, na awans drużyny do ćwierćfinału. Po takich właśnie zachowaniach poznaje się prawdziwych sportowców. Boruc doskonale zdaje sobie sprawę, że w futbolu liczy się przede wszystkim zespół, a dopiero później indywidualne osiągnięcia.

Reklama

W Polsce wszyscy uważają, że Boruc jest jednym z najlepszych, jeżeli nie najlepszym, bramkarzem na turnieju.

Zdecydowanie. Z meczów, które widziałem, a było ich bardzo dużo, można swobodnie wyciągnąć taki wniosek. Według mnie Boruca można wymieniać obok Ikera Casillasa i Edwina van der Sara. To co ich charakteryzuje, to fakt, że nie popełniają błędów. Dobry bramkarz przede wszystkim nie może popełniać błędów, które prowadzą do straty gola, albo w wyniku których ich zespół przegrywa mecze, czy awans do następnej rundy. Żaden z nich takich pomyłek podczas tego Euro nie zrobił. Jeżeli do tego golkiper jest w stanie dodać kilka dobrych parad, uratować zespół, to mówimy o klasie światowej.

Na jakąś oficjalną nagrodę od UEFA chyba jednak nie ma co liczyć?

Niestety raczej nie. Wiadomo, że nagrody i wyróżnienia zostaną rozdzielone między piłkarzy, którzy ze swoimi zespołami dotarli do półfinałów. Raczej nie wyróżnia się zawodników, którzy zdążyli zagrać na turnieju tylko trzy mecze. To jednak zrozumiałe. Dlatego niestety Boruc nie zostanie najprawdopodobniej nagrodzony.

Uważa pan, że to już czas, by Boruc zmienił klub? Trafił do lepszej ligi niż szkocka?

Reklama

W tej materii najwięcej zależy oczywiście od niego samego. Celtic to świetny klub. Przede wszystkim regularnie gra w Lidze Mistrzów, walczy o najwyższe cele w Szkocji. Wszyscy jednak wiemy też, że szkocka liga nie należy do najsilniejszych. Te najlepsze ligi są oczywiście w Anglii, Niemczech, Hiszpanii i Włoszech. To byłoby fantastyczne, gdyby Artur miał okazję grać co tydzień na tym naprawdę najwyższym europejskim poziomie. Jeżeli ja byłbym w skórze Boruca, potraktowałbym możliwość gry w jednej z tych lig, jako wielkie wyzwanie. Wiemy dobrze, że po Euro zainteresowanie Arturem wzrosło jeszcze bardziej. Jest taka możliwość, by zmienił Glasgow na inne miasto. Ale to wszystko zależy od niego.

A jak wygląda pańska przyszłość? Zostaje pan w Polsce?

W tej chwili jestem w Holandii, niedługo wyjeżdżam do USA, gdzie będę przez miesiąc współpracował z amerykańskimi klubami. Kwestie personalne rozstrzygną się właśnie w okresie najbliższego miesiąca. Z mojej strony mogę tylko powiedzieć, że od pierwszego dnia bardzo sobie chwaliłem pracę w Polsce. Oczywiście najbardziej współpracę z Leo Beenhakkerem. Ale także z lekarzami, Andrzejem Dawidziukiem i całym sztabem. Jak to Leo nazywa, z drużyną stojącą za drużyną. Dlatego jeżeli pojawi się możliwość dalszej współpracy, na pewno nie powiem nie, chciałbym zostać i dalej pracować z reprezentacją Polski. Oczywiście wszyscy jesteśmy rozczarowani naszym występem na Euro. Liczyliśmy na znacznie więcej. To jedyna przykra rzecz jaka mnie w Polsce spotkała.

Jak to było z Tomaszem Kuszczakiem? Opuścił zgrupowanie z powodu kontuzji. Mówił, że to pańskie treningi sprawiły, że ominął go turniej. Z drugiej strony doktor Jerzy Grzywocz powiedział, że jego uraz przy odrobinie dobrej woli, można było wyleczyć w jeden dzień.

Zacznijmy od tego, że pracuję na najwyższym europejskim poziomie od wielu lat. Jedną z najważniejszych kwestii, gdy pracuje się z ludźmi jest komunikacja. Jeżeli Tomek miał jakiś problem, to ja oczekiwałbym, że przyjdzie i ze mną o nim porozmawia. Ze mną, albo z Leo, albo z Andrzejem Dawidziukiem. Dlatego jestem bardzo zdziwiony tym, że Kuszczak poszedł ze swoimi rewelacjami do mediów, a nie do nas. Tomek doskonale wie, że jestem otwarty na dyskusje i rozmowy. Ja się nie znam na urazach i kontuzjach, a na pewno nie znam się tak dobrze, jak pan Grzywocz. To on jest specjalistą. Zapraszaliśmy Kuszczaka do kadry, bo wierzymy w jego umiejętności. Mamy pełne zaufanie do niego. W Polsce jest naprawdę kilku znakomitych bramkarzy. W tej chwili pewnie 6, albo nawet 8 kandyduje do gry w reprezentacji. Z jakiegoś jednak powodu powoływaliśmy Tomka.

Kuszczak twierdzi, że sugerował mu pan, by opuścił zgrupowanie. Mówi, że podszedł pan do niego i zapytał, czy zniesie bycie numerem trzy.

Wszyscy znamy Tomka. Wiemy, że jest osobą niezwykle ambitną. Nie ma w tym przypadku, że Kuszczak jest zawodnikiem zwycięzcy Ligi Mistrzów, Manchesteru United. W przypadku bramkarzy mamy jednak ściśle określoną hierarchię. Boruc jest numerem jeden, a wspólnie z Leo ustaliliśmy, że numerem dwa będzie Łukasz Fabiański. Beenhakker poprosił mnie, żebym porozmawiał z Kuszczakiem, który oczywiście ma ambicję, by być pierwszym bramkarzem reprezentacji. On jest rozczarowany jeżeli nie gra, jeszcze bardziej jest rozczarowany jeżeli musi siąść na trybunach, bo do tego sprowadza się rola golkipera numer trzy. Jeżeli miałby psuć atmosferę, być z tego powodu niezadowolony, to lepiej by było gdyby wrócił do domu. Nikt nie miałby do niego najmniejszych pretensji. Jak powiedziałem znamy charakter Tomka. Zapytałem więc, czy akceptuje pozycję numer trzy. Powiedział, że musi się zastanowić i w końcu przyszedł z odpowiedzią, że tak. Że chce być z kadrą i godzi się ze swoją rolą. Nic nikomu nie sugerowałem. Wydaje mi się, że sytuacja była jasna.

Wszyscy w Polsce pieją z zachwytu nad naszą szkołą bramkarską. Tymczasem, by można było mówić o szkole, potrzebny jest system. A w Polsce nie mamy żadnego systemu szkolenia bramkarzy.

W tych sprawach osobą najlepiej zorientowaną jest Andrzej Dawidziuk. On ma kapitalne rozeznanie jeżeli chodzi o polskich golkiperów. Wie kto się wyróżnia w każdej z kategorii wiekowych. Wie kto będzie stał w polskiej bramce przez najbliższe 10 lat. Ale faktycznie czegoś takiego jak polska szkoła bramkarska nie ma. Oczywiście wspólnie z Andrzejem mnóstwo o tym rozmawiamy, zapisujemy pomysły, chcielibyśmy szkolenie bramkarzy usystematyzować. Wszystkie pomysły przekażemy do PZPN, co oni z tym zrobią to już jednak ich sprawa. Powtarzam jednak po raz kolejny. Macie niezwykle utalentowanych bramkarzy. Chciażby młodego Wojtka Szczęsnego, z którym miałem okazję kilka dni potrenować. Aż mnie ręce swędzą, by móc z nimi pracować na co dzień. Przemawia teraz przeze mnie doświadczenie. Stałem za budową systemu szkolenia bamkarzy w Ajaksie. Wychowałem Stanleya Menzo i Van der Sara. Podobną robotę zrobiłem w Barcelonie. Pepe Reina, czy Victor Valdez są właśnie z tej szkoły.