Z mojego punktu widzenia, jako osoby, która jest odpowiedzialna za przygotowanie i wybór strategii, to mam wiele zastrzeżeń, jak się ten mecz ułożył i potoczył. Trzeba jednak pamiętać, że Holandia to jedna z najlepszych drużyn w Europie. Jedzie na mundial trochę z innej pozycji niż my, w wielu rozgrywkach i turniejach uchodzi za faworyta, nawet kandydata do wygrania, a my - choć też mamy swoje ambicje - to jednak jesteśmy w innym miejscu - powiedział selekcjoner biało-czerwonych na konferencji prasowej.
Niecelne podania kluczowe przy stracie goli
Jak przyznał, w jakimś stopniu może zrozumieć gwizdy kibiców, które w czwartek pożegnały jego zespół na PGE Narodowym.
Z punktu widzenia kibica, jak reprezentacja, czyli jego ukochana drużyn przegrywa, to zawsze jest zawód, i stąd mogę zrozumieć te gwizdy. Zresztą zapłacili za bilety, mają do tego prawo, ale jednak o klasie rywala też należy pamiętać - dodał.
Według niego kluczowe przy straconych bramkach okazało się, że podania wyprowadzające strzelców na czystą pozycję były na jeden kontakt.
Holendrzy może nie stworzyli wiele klarownych okazji, ale składnych akcji przeprowadzili dużo więcej, a my zdecydowanie za mało. Poza tym w podobny sposób, jak dziś drugiego gola, straciliśmy już trzecią bramkę w Lidze Narodów, czyli po stracie piłki na własnej połowie. Z drugiej strony, grając przeciw takiej drużynie, takie sytuacje, jaką miał na początku drugiej połowy Arek Milik trzeba strzelić - nadmienił.
Z wypowiedzi Michniewicza można wnioskować, że tę zmarnowaną okazję przez napastnika Juventusu Turyn uważa za jeden z kluczowych momentów spotkaniach.
Później szybko straciliśmy drugą bramkę, a po niej już nie wróciliśmy do lepszej gry z początku drugiej połowy. Z kolei Holandia przy prowadzeniu 2:0 skupiła się na kontroli gry, jej piłkarze byli dobrze rozstawieni na boisku, łatwo utrzymywali się przy piłce, a my nie byliśmy w stanie nic na to poradzić - powiedział.
Michniewicz oszczędzał Zalewskiego
Selekcjoner zauważył, że polska defensywa po raz pierwszy zagrała w zestawieniu Bednarek - Glik - Kiwior.
Po raz pierwszy zgraliśmy taką trójką środkowych obrońców, każdy z nich był w innej sytuacji przed tym meczem, ale chcieliśmy zobaczyć, jak ta trójka będzie funkcjonować. Poza tym bardzo chcieliśmy zobaczyć, jak będzie się prezentował Arek Reca, jedyny lewonożny obrońca czy wahadłowy na takim poziomie, jak Serie A, ale wypadł nam ze składu z powodu kontuzji. Grał za niego Nicola Zalewski i dopóki miał siłę nie wyglądało to źle, jednak też musieliśmy go oszczędzić na mecz z Walią - tłumaczył Michniewicz.
Odniósł się także do wspólnej gry Roberta Lewandowskiego i Milika, czyli duetu napastników.
W drugiej połowie grało dwóch napastników, ale nie pamiętam ich wspólnej akcji, jakiejś bliższej współpracy. To wcale nie jest takie łatwe, żeby to dobrze funkcjonowało. Robert i Arek muszą więcej ze sobą pograć, a ostatnio nie za często mieli ku temu okazję - wskazał.
Z Walią gramy o być albo nie być
Porażki biało-czerwonych i Walii z Belgią (1:2) sprawiły, że sytuacja na dole tabeli grupy A4 Ligi Narodów nie zmieniła się. Polacy nie mogą przegrać w Cardiff, bo w innym przypadku spadną z najwyższej dywizji tych zmagań.
Jedziemy do Walii z nożem na gardle, ale liczyliśmy się z tym, że tak może być, bo z Holandią nie wygraliśmy chyba 43 lata i ten problem nie pojawił się dziś. Mimo to wszystko zależy od nas, nie musimy liczyć na nikogo innego. Nie jest łatwa sytuacja, ale musimy sobie poradzić - podsumował Michniewicz.