Był 4 lipca 1954 roku. Niedługo minie 70 lat, ale niektórzy pamiętają do dziś. Historia piłki nożnej miała się wtedy zmienić. W finale szwajcarskich mistrzostw świata spotkała się "Złota jedenastka" Węgier z niedocenianym zespołem RFN. Niemcy nie byli jeszcze piłkarskim imperium. Cieszyli się, że po II wojnie światowej FIFA w ogóle dopuściła ich do startu na mundialu. Węgry były gigantem, drużyna Gusztava Sebesa nie przegrała 32 kolejnych meczów. Pokonała Anglię na Wembley 6:3 i w rewanżu w Budapeszcie 7:1, co do dziś jest najwyższą porażką ojczyzny futbolu.

Reklama

Cud w Bernie

W fazie grupowej w Bazylei Węgrzy wygrali z Niemcami 8:3. Oba zespoły dotarły do finału w Bernie, gdzie miał wydarzyć się cud, którego nikt się nie mógł spodziewać. Bez względu na specjalne buty przygotowane na grząski teren przez twórcę Adidasa, nie dawano RFN większych szans. Po ośmiu minutach było 2:0 dla Węgrów, a potem działy się rzeczy niesłychane. Niemcy zdobyli trzy gole i zwyciężyli. Bramka Ferenca Puskasa w 87. minucie nie została uznana ze względu na spalonego.

Reklama

Gwiazdor Węgier przystąpił do finału z urazem, ominą go ćwierćfinał z Brazylią i półfinał z Urugwajem. Sebes wystawił go na finał, Puskas zdobył gola na 1:0, ale uraz się odnowił. Nie można go było zmienić, bo zmiany w piłce nożnej wprowadzono dopiero cztery lata później.

Reklama

W 2010 roku Uniwersytet Humboldtów w Berlinie przeprowadził badania, z których wynikało, że prawdopodobnie część niemieckich piłkarzy brała zastrzyki z Pervitinu - stymulantu opartego na metamfetaminie, którego używali żołnierze wehrmachtu podczas II wojny światowej. Nie zmieniło to faktu, że po "cudzie w Bernie" futbol niemiecki wdarł się na szczyt i do dziś tam pozostał.

Węgrzy zaprzepaścili z kolei jedyną szansę. 70 lat temu porażkę w finale odebrano jako kompromitację. kilka tysięcy ludzi protestujących na ulicach Budapesztu oskarżało Sebesa i piłkarzy, że sprzedali mecz Niemcom. Bramkarz Gyula Grosics został sądzony za zdradę, szpiegostwo i zdyskwalifikowany. Dwa lata później podczas rewolucji na Węgrzech wielu piłkarzy "Złotej jedenastki" uciekło z kraju.

Zmiany w piłce nożnej

Być może cały ten dramat nie musiałby się wydarzyć, gdyby w piłce nożnej dopuszczono zmiany cztery lata wcześniej. Dziś można zmienić pół drużyny. Intensywność meczów jest jednak tak ogromna, że nawet pięć zmian nie ochroni skutecznie zdrowia zawodników. Tymczasem wyobraźmy sobie rok 1954: drużyna gra swój najważniejszy mecz, zawodnik doznaje kontuzji i nic nie można na to poradzić. Cyniczny gracz mógł urwać nogę rywalowi, a cierpiał na tym zespół ofiary. 70 lat temu Sebes oskarżał Niemców o brutalność.

"Cud w Bernie" to przykład jak mocno przepisy gry w piłkę nożną wpływały na jej historię. Wyobraźmy sobie co by było, gdyby VAR wprowadzono 52 lata wcześniej. Słynny "gol widmo" w finale mundialu w Anglii w 1966 roku pewnie nie zostałby uznany. A sędzia boczny Tofik Bachramow nie musiałby przechodzić do historii. Wtedy na Wembley to on przekonał sędziego głównego, że bramka dla Anglii w dogrywce z Niemcami na 3:2 jednak padła. Że po strzale Hursta piłka odbiła się za linią bramkową. Azer z ZSRR nie mógł jednak tego widzieć. Badania wykonane w Oksfrodzie w 1995 roku przeczą jego decyzji, ale to oczywiście nie odbierze Anglii jedynego tytułu mistrza świata. Pomyłki sędziowskie wpływały jednak bardzo mocno na bieg wydarzeń.

Kartki wprowadzono do piłki nożnej w 1970 roku. System wymyślony przez angielskiego sędziego Kena Astona zastosowano na mundialu w Meksyku. Rekord świata pobił rosyjski sędzia Walentin Iwanow. W meczu Portugalia - Holandia na mistrzostwach świata w Niemczech w 2006 roku pokazał piłkarzom 16 żółtych i cztery czerwone kartki. Dopiero Hiszpan Mateu Lahoz zbliżył się do tego wyniku, pokazując 18 żółtych kartek w meczu Holandia - Argentyna na mistrzostwach w Katarze. On karał jednak nie tylko tych co biegali po murawie, ale trenerów i graczy rezerwowych.

Kibic piłkarski oswojony jest z kartkami żółtymi i czerwonymi. Sędziowie mają też białe, mogą je pokazywać za zagrania lub zachowania fair play, choć rzadko z tego korzystają. W Anglii można stosować czerwone kartki okrągłe, lub owalne dla graczy z daltonizmem. Przy tym okrągła kartka czerwona nie myli się sędziemu z żółtą, gdy sięga po nią do kieszeni.

Niebieska kartka w piłce nożnej. Na czym polega?

Pomysł wprowadzenia kartki niebieskiej jest na pewno rewolucyjny i ciekawy. Łączy się z nią 10 minut kary dla zawodnika. Dwie niebieskie kartki to wykluczenie z meczu, tak jak dwie żółte, a także jedna żółta i jedna niebieska. Niebieskie kartki sędziowie pokazywaliby zawodnikom za faule taktyczne, a także za krytykowanie ich decyzji. Dziś po niemal każdym faulu do arbitra doskakuje po kilku graczy każdej drużyny, aby go przekonać jak bardzo zostali pokrzywdzeni. Jest to nie do zaniesienia dla widza. Psychologiczne gierki z arbitrami to część współczesnego "wykształcenia" piłkarza.

Wydawało się, że IFAB, czyli International Football Association Board wprowadzi niebieskie kartki od zaraz. Powstał w 1882 roku na zjeździe czterech brytyjskich związków: angielskiego, szkockiego, walijskiego i Irlandii Płn. FIFA, którą założono w 1904 roku przyjęła te przepisy. Dziś w IFAB jest ośmiu członków, czterech z federacji brytyjskich i czterech z FIFA. Spotykają się dwa razy w roku, najbliższe posiedzenie w marcu. Ale szef FIFA Gianni Infantino ostrzega, że niebieskie kartki muszą najpierw przejść testy w rozgrywkach młodzieżowych. Na Euro 2024 ich nie będzie, tak jak nie będzie ich w kolejnej edycji zreformowanej Ligi Mistrzów.

Bat na boiskowych symulantów i oszustów

Dla mnie największe zmory futbolowe utrudniające pracę sędziów to byli boiskowi symulanci i oszuści wszelkiej maści. Nie mówiąc, rzecz jasna, o korupcji, bo nie ma nic gorszego niż przekupiony arbiter. Ale to inna sprawa. Wracając do sędziów uczciwych - byli bezradni wobec piłkarzy, którzy zdobywali gole ręką, ale potrafili to znakomicie zamaskować. Żeby przytoczyć legendarną "rękę boga" Diego Maradony w meczu Argentyny z Anglią na mundialu w Meksyku w 1986 roku. Dlatego gorąco kibicowałem wprowadzeniu wideoweryfikacji (VAR), która rozwiązuje także sprawę sytuacji takich jak po legendarnym strzale Hursta w 1966 roku.

Los "odwdzięczył" się zresztą Niemcom po 44 latach. Na mundialu w RPA grali z Anglią w 1/8 finału. Wygrywali 2:1, gdy Frank Lampard zdobył drugiego gola dla Anglików. Piłka o metr minęła linię bramkową za plecami Manuela Neuera. Sędzia tego nie widział i bramki nie uznał. To był dowód, że arbiter piłkarski potrzebuje pomocy. Najpierw miało mu to zapewnić technologia "jastrzębie oko", ale VAR ułatwia zweryfikowanie i prawidłowe podjęcie niemal wszystkich kluczowych decyzji. Były polski piłkarz i trener Mirosław Trzeciak powiedział, że dla niego mundial w Rosji był pierwszym w historii naprawdę sprawiedliwym dzięki wideoweryfikacji.

VAR pomaga tępić oszustów, którzy dramatycznie padają w polu karnym domagając się jedenastki. W powtórkach wychodzą na głupców, a sędziowie wreszcie dostali narzędzie, które pozwala im bronić się przed tego typu cwaniactwem. Kiedyś było go na boisku pełno. „Pół treningu uczą się jak faulować, drugie pół jak symulować faule. Kiedy oni mają czas na grę w piłkę nożną?” - powiedział kiedyś o Włochach legendarny trener Manchesteru United Alex Ferguson. Takie oszukańcze sztuczki opanowali jednak zawodnicy wielu innych nacji.

Oczywiście VAR nie uchroni nas od wszystkich błędów. Bo też interpretacji obrazu dokonują ludzie, którzy są omylni. Pamiętam jak na inaugurację mundialu w Katarze anulowano gola Ekwadorowi w meczu otwarcia z gospodarzami. Wielu kibiców pomyślało, że zaczyna się "gospodarska" praca arbitrów znana z mundialu w Korei w 2002 roku. Ale powtórki nie zostawiały wątpliwości - gol dla Ekwadoru został nieuznany słusznie. Zresztą Katar i tak przegrał ten mecz oraz wszystkie pozostałe.

Sprawiedliwe i sprawne sędziowanie jest warunkiem koniecznym w sporcie i w piłce. Przez lata nazbierało się zbyt wiele frustracji po sytuacjach, w których wszyscy poza sędzią widzieli, że podejmuje złą decyzję. Co gorsze: zawsze była to decyzja ostateczna.

Każdy skandal sędziowski szkodził piłce, podważał jej wiarygodność. Nie da się twierdzić, że mundial był wspaniały, jeśli o tytule rozstrzygnął błąd arbitra.

Ofiara „złotego gola”

Poza zmianami w przepisach były też znaczące zmiany w regulaminach. Czesi zostali ofiarą „złotego gola” w finale Euro’96 z Niemcami, bo FIFA i UEFA uznały, że w meczach przedłużanych o dogrywkę decyduje jedna bramka. W 95. min Oliver Bierhoff sprowadził na Czechów „nagłą śmierć”. A według wcześniejszych i obecnych zasad mieliby jeszcze 25 minut szansy na wyrównanie. Cztery lata później gol Davida Trezegueta w 103. min rozstrzygnął dla Francji finał Euro 2000 z Włochami. Po kolejnych 24 miesiącach FIFA wycofała się z tego pomysłu. Wycofała się też z pomysłu „srebrnego gola”, który rozstrzygał mecz, gdy drużyna traciła bramkę w dogrywce i nie potrafiła wyrównać do końca jej pierwszej połowy.

Zmian było dużo, choć piłka nożna uchodzi za sport konserwatywny, który ich nie lubi. Kibic miał się przyzwyczajać, że reguły są niezmienne. Znam wielu takich, którzy przekonywali, że błędy sędziów to taki sam element futbolu jak nierówne boisko, deszcz, wichura, czy kontuzja. Mnie ten argument śmieszył, a nawet irytował. Wyobrażam sobie co czuł Lampard i angielscy fani po jego strzale na mistrzostwach w RPA. I nie tylko angielscy, bo każdy kto widział powtórkę musiał być sfrustrowany. Wynik tak prestiżowego meczu został wypaczony na oczach milionów i nic nie można było na to poradzić.

Inny z argumentów, które padały przeciwko VAR był taki, że siła futbolu polega na tym, że jest taki sam na podwórku i w finale mundialu. Demagogia. Pomyłka chłopców, czy dziewczynek w meczu osiedlowym nie ma takich skutków jak błąd sędziowski w spotkaniu na najwyższym poziomie, śledzonym przez tłumy. W FIFA zarejestrowanych jest 250 mln piłkarzy z ponad 200 krajów, a kibicują 4 miliardy ludzi. Fundować im produkt nazywany profesjonalnym, z amatorskich poziomem sędziowania? Bzdura.

Co jeszcze można zmienić w piłce nożnej?

Ciekawy jest też pomysł zatrzymywania czasu, gdy piłka jest poza grą. Jak w futsalu. Jego przepisy też reguluje IFAB. W piłce nożnej gra na czas bywa irytująca. Toteż odpowiedzialni za przepisy zastanawiają się, czy nie skrócić meczu z 90 do 60 minut, ale tak, by czas gry był efektywny. Kiedy piłka wypada za boisko, lub sędzia przerywa grę, zegar jest zatrzymywany. Ostatnio jednak mniej słychać o tej zmianie w przepisach.

Wracając do niebieskich kartek, mają tę zaletę, że żółta za faul taktyczny wydaje się za małą karą. Piłkarz przerywa grę rywala celowym faulem, przeciwnik traci okazję do szybkiej akcji, a koledzy faulującego mają czas ustawić się w obronie. Dodatkowe 10 minut przesiedziane na ławce kar wydaje mi się uzasadnione.

Wielu piłkarzy i trenerów wciąż krytykuje VAR. Dla nich to nieszczęście, które spadło na futbol. Za wszystkie wady wideoweryfikacji odpowiada jednak człowiek. VAR byłby doskonały, gdyby sędziowie używali go bezbłędnie. Wszystkich tych, którzy uważają, że piłka nożna powinna być niezmienna, chciałbym zapytać: dlaczego wszystko na tym świecie się zmienia, tylko futbol miałby wciąż tkwić w XIX wieku?