Śląsk z dorobkiem 31 punktów zajmuje obecnie pierwsze miejsce w tabeli ekstraklasy. Wisła z dorobkiem 21 punktów jest szósta. Lenczyk przyznał, że jeśli pościg za liderem będzie nadal trwał, to "mam obawy, czy zdołamy temu sprostać, a ci którzy stoją z boku będą chcieli z nami nie tylko pograć, ale też odebrać punkty".

Reklama

"Jeżeli jutro Śląsk zremisuje, to nic złego się nie stanie. Jeżeli przegra, to nie będę się martwił tym wynikiem, ale bardziej następnymi dwoma meczami wyjazdowymi z Górnikiem Zabrze i ŁKS. Górnik drgnął w swojej grze, a ŁKS ma wielu zawodników, którzy po rewolucji w tym klubie będą chcieli udowodnić, że należy się jeszcze z nimi liczyć" - mówił szkoleniowiec.

W piątkowym spotkaniu na pewno nie zagra pauzujący za kartki Słoweniec Rok Elsner, a pod znakiem zapytania stoi także występ od pierwszej minuty Sebastiana Mili, który w ostatnich dniach zmagał się z chorobą i przyjmował antybiotyki. Ciągle nie wiadomo także, czy w bramce Śląska stanie powracający do treningów po kontuzji Marian Kelemen.

"Decyzja lekarza o stanie zdrowia Mili zapadnie w czwartek lub piątek. Chciałbym, żeby grał, ale muszę się też zastanowić, czy lepiej poświęcić ostatnie 20-30 minut bez gry Sebastiana, czy lepiej początek meczu. Kto stanie w bramce, jeszcze nie wiem" - tłumaczył Lenczyk.

Trener przyznał, że piątkowy mecz na pewno nie będzie łatwy, a Wisła jest obecnie "takim zwierzątkiem, które zostało ranne i będzie chciało walczyć do końca. To będzie mecz z drużyną, która w naszej lidze rządziła, o której pisano, że to polska Barcelona, i liczono ile razy jej piłkarze kopnęli piłkę. (...) Nie chodzi nawet o mistrzostwo, ale jeśli teraz odpadną z rywalizacji o pierwsze miejsce, to później ciężko im będzie powalczyć nawet o 2 i 3 pozycję" - dodał.

Na piątkowe spotkanie nie ma już biletów więc na trybunach zasiądzie ok. 42 tys. widzów. Początek meczu zaplanowano na godz. 20.30.