Pogoń Szczecin - Miedź Legnica 3:2 (1:1)
Bramki: 0:1 Chuca (26), 1:1 Damian Dąbrowski (42), 2:1 Kamil Grosicki (65-karny), 2:2 Kamil Drygas (73-głową), 3:2 Hubert Matynia (76-samobójcza).
Żółta kartka - Pogoń Szczecin: Danijel Loncar, Luka Zahovic. Miedź Legnica: Nemanja Mijuskovic, Olaf Kobacki, Dimityr Wełkowski.
Sędzia: Wojciech Myć (Lublin). Widzów 18 516.
W 25. Min Kamil Drygas nie wykorzystał rzutu karnego (obronił Dante Stipica).
Dużo się działo przed meczem Pogoni z Miedzią
Dużo się działo w ostatnich dniach przed meczem Pogoni z Miedzią. Początkowo miał to być mecz o awans Portowców do europejskich pucharów. Po decyzji PZPN wykluczającej Piasta Gliwice z rozgrywek międzynarodowych, Pogoń już była pewna startu w Europie. Pozostała kwestia rywalizacji o medal tegorocznych rozgrywek. Po pokonaniu przed tygodniem Legii, w Szczecinie pojawił się apetyt na wicemistrzostwo. Jednak piątkowa wygrana Wojskowych z Jagiellonią ograniczyła te marzenia do minimum.
Pozostała więc rywalizacja z Lechem Poznań. Pogoń rozdawała karty grając z Miedzią przed meczem Rakowa z Lechem.
Niestety w grze szczecinian nie było widać takiego zaangażowania i koncentracji, jak tydzień wcześniej, gdy ogrywała Legią. Nonszalancja dała o sobie znać już po 20 minutach gry. Najpierw Danijel Loncar sprokurował rzut karny, którego w niefrasobliwy sposób nie wykorzystał były kapitan Pogoni Kamil Drygas. Chwilę potem Mateusz Łęgowski fatalnie podał w środku pola właśnie do Drygasa. Ten prostopadle zagrał do Olafa Kubickiego, a akcję wykończył Chuca dając prowadzenie gościom.
Słabo grający gospodarze przed przerwą jeszcze zdołali wyrównać. Piłkę z pola karnego wycofał poza pole karne Pontus Almqvist, a Damian Dąbrowski precyzyjnym strzałem z 22 metrów pokonał Mateusza Abramowicza.
Po przerwie nadal chaosu w grze nie brakowało. Stąd kolejne bramki. Na prowadzenie gospodarzy wyprowadził Kamil Grosicki, który po faulu na Vahanie Biczachczjanie wykorzystał rzut karny. Tym razem nie bawił się w techniczne uderzenia, jak to było w Poznaniu, gdy podcinką pokonał Filipa Bednarka. "Grosik" uderzył mocno w lewy róg bramki, a Abramowicz interweniował w przeciwnym kierunku.
Chwilę później Drygas główką pokonał Stipicę, ale okazało się, że był na pozycji spalonej. Tyle tylko, że trzy minuty później kolejna główka Dygasa ponownie wpadła do siatki i tym razem sędziowie nie dopatrzyli się nieprawidłowości. Były Portowiec doprowadził do wyrównania.
Ale też były gracz ze Szczecina sprawił, że Pogoń jednak wygrała ten mecz. Tym razem chodzi o Huberta Matynię. Wychowanek szczecińskiego Salosu do Pogoni trafił w 2013 roku. Przy ul. Twardowskiego spędził kolejne 10 lat piłkarskiego życia. Zagrał dla Pogoni ponad 100 meczy w ekstraklasie. Dostał nawet nominację do kadry narodowej. Jednak po wielu kontuzjach stracił miejsce w składzie i latem ubiegłego roku przeszedł do Miedzi. Mecz rozpoczął na ławce rezerwowych. Gdy w końcu wszedł na boisko znalazł się na linii strzału Leonarda Kurtisa i wpakował piłkę do własnej bramki zapewniając Portowcom zwycięstwo.