W Białymstoku zagrał lider (Śląsk) i czwarty w tabeli (Jagiellonia) zespół piłkarskiej ekstraklasy. Na początku września oba zespoły spotkały się w lidze, wtedy w meczu u siebie lepsi byli wrocławianie.
W meczu pucharowym trenerzy w podstawowych składach dokonali jednak dużych zmian; białostoczanie rozpoczęli z sześcioma roszadami względem składu z ostatniej kolejki ligowej, goście z Wrocławia - aż z siedmioma. Zadebiutował w tym zespole angielski obrońca Cameron Borthwick-Jackson.
Być może tak duże zmiany w składach wpłynęły na poziom gry w pierwszej połowie. Jej scenariusz był niezmienny: dłużej przy piłce utrzymywała się Jagiellonia, Śląsk bronił się skutecznie na swojej połowie boiska i czekał na przejęcie piłki i kontrę. Tak grając, żadna z drużyn nie stworzyła jednak naprawdę dobrej sytuacji bramkowej.
W Śląsku aktywny był Mateusz Żukowski; jego strzał w 5. minucie meczu był tylko minimalnie niecelny, w 35. min uderzenie obronił Sławomir Abramowicz. Tuż przed przerwą strzelał z dystansu Martin Konczkowski, ale i on przestrzelił.
Po drugiej stronie praktycznie niewidoczny był, bo nie dostawał piłek, Afimico Pululu, strzelec obu bramek dla Jagiellonii w piątkowym meczu ligowym z ŁKS Łódź. Strzałów próbował Jesus Imaz; w 29. min nieźle uderzył z pierwszej piłki zza "szesnastki", ale w polu karnym trafił w kolegę z zespołu Tomasza Kupisza.
Druga połowa stała na dużo wyższym poziomie, głównie za sprawą gry Jagiellonii, która atakowała składniej i szybciej. Dużo dały zmiany w jej składzie, bo na boisku pojawili się zawodnicy nominalnie pierwszej jedenastki. W 56. min niewiele zabrakło Bartłomiejowi Wdowikowi, którego strzał zza pola karnego był minimalnie niecelny.
W 62. min gola w swoim stylu zdobył Portugalczyk Nene, uderzając lewą nogą zza pola karnego. Białostoczanie nie rezygnowali z gry ofensywnej i nie dali zepchnąć się Śląskowi do obrony wyniku. Ale w 80. min goście powinni wyrównać, Petr Schwarz nie trafił jednak z pięciu metrów, uderzając piłkę głową. W doliczonym czasie gry wynik podwyższył Jesus Imaz, wykorzystując podanie Dominika Marczuka.
autor: Robert Fiłończuk