Trener mistrzów świata Bernardo Rezende od początku posłał na boisko skład, który w środę odwrócił losy spotkania z Kubą z 0:2 na 3:2. W podstawowej szóstce tym razem znaleźli się i Giba, i syn szkoleniowca, rozgrywający Bruno.
W pierwszym secie jednak Canarinhos nie mieli nic do powiedzenia i przegrali 15:25. Popełniali mnóstwo prostych błędów, mylili się w ataku, a do tego dobrze funkcjonował blok rywali.
W drugim secie szybko zrobiło się 6:1 dla ekipy z Ameryki Południowej, a przeciwnicy praktycznie nie potrafili skończyć żadnego ataku. Jankesi potrafili się jednak otrząsnąć i doprowadzili do remisu po 13. W końcówce jednak ciężar gry wziął na siebie słynny Giba i jego drużyna wyrównała stan meczu na 1:1.
W trzeciej partii mistrzowie olimpijscy z Pekinu prowadzili nawet 18:14, ale wtedy klasę pokazali Brazylijczycy. Kilka bloków, sprytnych ataków, w których ponownie brylował Giba (21 pkt w całym meczu) i udało mi się odwrócić losy seta. Ponownie wygrali do 22.
Taki przebieg meczu wyraźnie podłamał Amerykanów i w czwartym secie byli już tylko tłem dla swobodnie grającego przeciwnika. Było 8:4, 14:7 i 20:11, a dobrze dysponowany Murilo i koledzy pozwolili ekipie USA zdobyć tylko 15 pkt.