Polacy do Izmiru polecieli w sobotę, zamieszkali w hotelu Ontur. Będą grali w grupie A, zdecydowanie trudniejszej niż B. Zaczną dziś meczem przeciwko mistrzom Europy Hiszpanom, a jutro czeka ich równie ciężkie starcie z marzącymi o odbudowaniu potęgi z lat 90. Włochami, którzy szczycą się najlepszą ligą świata. Rywalizację w grupie zakończy w środę spotkanie z zawsze groźnymi i nieobliczalnymi Holendrami. Dwa najlepsze zespoły awansują do półfinałów.

Reklama

"Tu nie ma miejsca na żadną porażkę, nawet jedna grupowa może mieć fatalne skutki. Jednocześnie wiemy, że czekają nas bardzo ciężkie spotkania, także pod względem fizycznym. Nie jest łatwo wytrzymać pięć trudnych meczów w siedem dni" - mówi DZEINNIKOWI Alojzy Świderek, drugi trener reprezentacji.

"Europejskie kwalifikacje to zawody najtrudniejsze z możliwych" - kręci głową jeden z najlepszych siatkarzy Starego Kontynentu Stephane Antiga. Do Izmiru nie jedzie, bo Francja, jeden z najsilniejszych zespołów minionej dekady, nie przebrnęła już przez fazę wstępną, czyli eliminacje do tych eliminacji. "To dla mnie i moich kolegów wielki dramat, szybkie pożegnanie z największymi marzeniami. Polakom, z którymi gram w Skrze Bełchatów, życzyłem przed ich wyjazdem powrotu w lepszych nastrojach niż mój. Ale czeka ich trudny bój, prawdziwa wojna" - mówi załamany Antiga, który jest w podobnym wieku co Piotr Gruszka, Paweł Zagumny, Sebastian Świderski, Krzysztof Ignaczak.

Wyżej wymienieni należą do pokolenia dawnych mistrzów świata juniorów, pokolenia skazywanego w Polsce na sukces już od ponad dekady. Ów sukces – pierwszy i na razie jedyny – odnieśli dopiero w mistrzostwach świata w 2006 roku. Wtedy jednak obecni 30-latkowie mogli liczyć na wsparcie przedstawicieli kolejnego „młodego, złotego pokolenia”, czyli Michała Winiarskiego i Mariusza Wlazłego. Obaj zaliczani są już teraz do europejskiej czołówki na swoich pozycjach, mimo 24 lat mają już znane nazwiska i wielkie perspektywy. Obecnie mają też niestety kłopoty ze zdrowiem. W Izmirze obu zabraknie.

Reklama

By ich zastąpić, Raul Lozano powołał pod broń kolejnych zawodników, którzy przekroczyli juź trzydziestkę – odstawianego ostatnio Dawida Murka i odmawiającego gry w kadrze od ponad 10 lat Krzysztofa Gierczyńskiego. Ten akt desperacji ma jednak swoje uzasadnienie, bo obaj w lidze radzą sobie w tym sezonie znakomicie.

"Życiowa forma? W takiej to ja byłem, jak miałem 21 lat. Nic mnie nie bolało, mogłem wysoko skakać, a po meczu nie musiałem okładać nóg lodem. Teraz po prostu nieźle gram" - mówi Gierczyński, który nie chciał grać w reprezentacji właśnie dlatego, by nie eksploatować swojego organizmu. Teraz wrócił, by, jak sam mówi, podjąć próbę realizacji pięknych marzeń. Po meczach w Izmirze na pewno będzie odczuwał ból kolan, stawów skokowych i ramion, ale to dla zawodowych siatkarzy codzienność. Jest zresztą i tak w lepszej sytuacji niż Sebastian Świderski borykający się z przewlekłą kontuzją barku i Murek, który twierdzi: "Kolana w każdej chwili mogą nie wytrzymać. Ale dopóki będę w stanie wyjść na boisko, będę pomagał chłopakom. Bo stawką są igrzysk."

"Udany występ w Pekinie może być ukoronowaniem pięknych karier kilku chłopaków. Oni wiedzą, że mogą znaleźć się tam na podium i bardzo chcą mieć ten olimpijski medal na szyjach. Pewnie stąd te ich zaciśnięte zęby na treningach, ta ogromna determinacja, pod której wrażeniem byliśmy z Raulem na ostatnim zgrupowaniu" - mówi trener Świderek.

Reklama

Do Pekinu trzeba jednak najpierw pojechać, a o to nie będzie łatwo. Polska i tak jest w sytuacji lepszej niż 10 innych zespołów w Izmirze. Jeśli nie wygra, to jako najwyżej notowany zespół europejski, który nie ma jeszcze kwalifikacji (z Pucharu Świata wywalczyły ją Rosja i Bułgaria), dostanie jeszcze jedną szansę w turnieju interkontynentalnym. Tylko Niemcy, jeden z gospodarzy trzech takich turniejów, mają ten komfort. Nawet mistrz Europy Hiszpania zagra tam tylko wtedy, gdy w Izmirze wygra Polska, bo wtedy sama stanie się najwyżej rozstawioną ekipą. Dla naszpikowanych gwiazdami światowego formatu reprezentacji Serbii czy Włoch porażka będzie oznaczać pożegnanie z marzeniami o Pekinie. A przecież to one przez minioną dekadę dyktowały warunki na światowych parkietach, oglądając się tylko na Brazylię i czasami Rosję lub Francję.

"Turniej interkontynentalny? Nikt nawet o nim nie wspomina. Nie dopuszczamy myśli, że będziemy musieli z nożem na gardle grać o igrzyska do ostatniej chwili" - mówią nasi kadrowicze. Jeśli im wierzyć, a wszyscy zgodnie deklarują to samo, na zgrupowaniu w Spale nawet o tej możliwości nie wspominali. To plus oznaczający też, że rozumieją, jak trudno byłoby wtedy przygotować formę na przełom maja i czerwca, gdy stawką będzie kwalifikacja i potem na sierpień, na turniej w Pekinie."Europa to dla siatkarzy trudny kontynent. Ciężej wygrać tu turniej kwalifikacyjny niż potem wskoczyć na podium w igrzyskach" - powtarza Antiga. Właśnie dlatego turniej w Izmirze ma takie znaczenie. To dziś zaczyna się prawdziwa walka o olimpijskie medale.