"Czekam na nie z niecierpliwością. Nie myślę na razie o tym, co będę robiła potem. Mówię stop tylko reprezentacji, z siatkówką klubową się nie rozstaję" - mówi dwukrotna mistrzyni Europy, która - jeśli nie zostanie mamą - ma w planach wznowienie gry zimą (we Włoszech mówi się, że jest już po rozmowach z Desparem Perugia).

Reklama

Wczoraj Maggie miała z drużyną ostatni mocny trening przed wylotem do Pekinu. W hali na warszawskim Ursynowie Polki ćwiczyły prawie trzy godziny. "Schodzimy z obciążeń treningowych, pracujemy nad siłą dynamiczną. Jeszcze za wcześnie na wielkie granie, ale podczas pierwszych sparingów z Rosją i Serbią wypadłyśmy dobrze" - opowiada Glinka DZIENNIKOWI. "Potrzebujemy jak najwięcej gry w tym składzie, w którym będziemy występować na igrzyskach. Musimy teraz skoncentrować się na jakości, a nie ilości. Zdecydowana większość myśli, które pojawiają się w głowie, dotyczy już igrzysk. Po mału przychodzi już olimpijski dreszczyk, który wcześniej mogłyśmy znać tylko z opowiadań".

W kadrze jest właściwie od zawsze. Najpierw zdobywała z nią medale w kategoriach młodzieżowych, a w latach 2003 i 2005 walnie przyczyniła się do osiągnięcia największego sukcesu w historii polskiej żeńskiej siatkówki - dwukrotnego zdobycia mistrzostwa Europy. "Przez te wszystkie lata było dużo emocji, czasem brały górę nad rozumem" - przyznaje skrzydłowa hiszpańskiego klubu Grupo Murcia.

"Ale ogólnie w sporcie emocje są zdrowe. Nie żałuję żadnej decyzji, za wszystko dziękuję. Przeżyłam piękną przygodę z reprezentacją, jestem wdzięczna za to, co mi dała. Do Pekinu jadę nie nastawiając się mocno, że muszę być znakomita, bo to ostatni turniej w moim życiu. Gdybym się tak mobilizowała mogłoby to przynieść odwrotny skutek. Zamęczyłabym się psychicznie, a to oznaczałoby koniec jeszcze przed rozpoczęciem igrzysk. Sił dodają mi zupełnie inne rzeczy. Przede wszystkim zaufanie rodziny. Bliscy nigdy nie wywierali na mnie presji jeśli chodzi o grę w siatkówkę, wyniki na boisku. Dlatego jestem szczęśliwą osobą. Kibice mają prawo oczekiwać sukcesu. I zastanawiać się nad atmosferą w zespole. Ale uspokajam was: nie martwcie się, wszystko jest już OK (śmiech)" - twierdzi.

"Jak sobie wyobrażam igrzyska? Tam sportowiec jest szanowany bardziej niż w normalnych sytuacjach, panuje duże poczucie bezpieczeństwa. Otwarcie i zakończenie - to najbardziej charakterystyczne momenty olimpiady. A reszta to będzie dla nas normalny turniej, jak mistrzostwa świata. Cieszę się na pobyt w wiosce olimpijskiej. Mam nadzieję, że będziemy miały okazję zamienić parę słów i dodawać otuchy innym Polakom startującym w Pekinie" - opowiada DZIENNIKOWI.

Podczas igrzysk w Atlancie i Sydney oglądała zmagania siatkarek w telewizji. "To były zawody nieosiągalne dla tamtej reprezentacji Polski" - mówi. Inaczej sprawa się miała w 2004 roku, kiedy Polki były o krok od kwalifikacji do ateńskiej olimpiady. Jednak podczas pamiętnych kwalifikacji w Baku biało-czerwone uległy Turcji w półfinale i czar mistrzyń Europy prysł niczym mydlana bańka. "Nie wspominajmy tego" - krzywi się zagadnięta o turniej w Azerbejdżanie.

"Nie chcę nikomu wlewać niczego za kołnierz... Przed nami Pekin. To, co osiągniemy zadedykuję przede wszystkim mojej wielkiej przyjaciółce, której niestety już z nami nie ma, Agacie Mróz. A także sobie, mojej rodzinie i mężowi. Gram dla nich, nie muszę im niczego udowadniać. Dlatego jestem spokojna" - kończy.