Formalnie palenie marihuany jest w Kanadzie zabronione. Ale w rzeczywistości panuje niemal powszechne przyzwolenie na stosowanie tego typu używek, szczególnie na zachodzie kraju. Nawet wśród polityków i służb mundurowych. "Nasi funkcjonariusze są wyjątkowo dyskretni i tolerancyjni wobec Kanadyjczyków palących marihuanę, i to się nie zmieni. Jednak naszym zadaniem podczas igrzysk będzie między innymi pouczanie obcokrajowców, że tego typu rozrywka jest formalnie w naszym kraju zabroniona" - mówi wprost Lindsay Houghton z departamentu policji w Vancouver.

Reklama

MKOl obawia się, że atmosfera miasta i jego specyficzna kultura sprawią, że wielu sportowców będzie miało problem podczas kontroli antydopingowej. "W minionym roku w Kanadzie najczęściej karaliśmy zawodników właśnie za obecność zakazanej, psychoaktywnej substancji THC w organizmie, czyli de facto palenie marihuany. To była ponad połowa przypadków" - mówi Neil MacKenzie ze służb antydopingowych.

Niektórzy mieszkańcy Vancouver nazywają swoje miasto "Van Amsterdam", a olimpiadę - "Vansterdam 2010". Rekordy popularności bije koszulka z takim napisem, na której widać również osobnika palącego marihuanę, wydmuchującego dym w kształcie olimpijskich kół. Jeden z najbardziej znanych lokalnych aktywistów Neil Magnuson planuje nawet otworzenie wystawy o nazwie "Cannalympics" (połączenie słów "cannabis" oznaczającego liść marihuany oraz "olympics") w znanej w całym Vancouver galerii sztuki. Wystawie mają towarzyszyć konkursy i zawody sportowe, z wiadomym wszystkim motywem przewodnim. Znajomy Magnusona, Marc Emery, przewodniczący Partii Marihuany, jest właścicielem sklepu z używkami (w Vancouver nie ma coffee shopów znanych z Amsterdamu, ale są miejsca, gdzie można palić marihuanę bez obawy o konsekwencje - tzw. consumption lounges). Zaprasza wszystkich, sportowców też.

Twierdzi, że na pewno jakiś zawodnik się trafi. Bo choć MKOl drastycznie podniósł standardy antydopingowe, to wciąż badane na obecność niedozwolonych substancji będą organizmy głównie tych sportowców, którzy w danej konkurencji zajmą czołowe miejsca oraz dodatkowo dwie losowo wybrane osoby. Więc teoretycznie, jeśli ktoś przyjechał do Vancouver jako outsider, ma dużą szansę, że nie zostanie na niczym przyłapany.

czytaj dalej



Prezes MKOl Jacques Rogge upiera się jednak, że będzie inaczej, ponieważ do tego dochodzą jeszcze kontrole poza zawodami. Choć i on przyznaje, że wielu się tym nie wystraszy i liczba przyłapanych na dopingu zawodników nie musi spaść w porównaniu z dwoma poprzednimi zimowymi olimpiadami (7 testów pozytywnych w Turynie i 7 w Salt Lake City). "Około siedmiu pozytywnych testów w tym roku nie będzie żadną niespodzianką" - powiedział Francuz. Dodał, że lokalne władze mogą przeprowadzać niespodziewane kontrole w mieszkaniach sportowców, tak jak robiła to policja w Turynie - mimo że Kanada, w przeciwieństwie do Włoch, nie ma prawa antydopingowego.

Reklama

Rogge twierdzi, że każdy powinien się bać. Każdy zawodnik bowiem, nawet Justyna Kowalczyk, musi przekazać odpowiednim osobom dokładną rozpiskę na czas igrzysk, gdzie danego dnia, niemal godzina po godzinie, będzie obecny. Kontrolerzy w każdej chwili mogą złożyć mu niezapowiedzianą wizytę. Jeśli nie zastaną go tam, gdzie miał być, zostanie to uznane jako niestawienie się na badanie.

Jednak zdaniem kanadyjskich mediów, to i tak nie powstrzyma niektórych sportowców (raczej tych z dolnej półki) przed zapoznaniem się z jedną z lokalnych specjalności. Badania z 2006 roku pokazują, że nielegalny rynek marihuany w Kolumbii Brytyjskiej, której największym miastem jest Vancouver, jest wart ponad 7 mld dolarów kanadyjskich (w całej Kanadzie 20 mld dol.). Kilka razy w roku w Vancouver odbywają się festyny, parady i wszelkiego rodzaju akcje promujące całkowitą legalizację marihuany. Tam nikt nie boi się głośno mówić o swoich skłonnościach. "Wychowałem się w Vancouver, które ma najlepsze zioło na świecie i dobry alkohol" - powiedział znany piosenkarz Michael Buble.

Sportowcy, którzy w reprezentacji USA mieli problemy z używkami, z chęcią przechodzą pod flagę kanadyjską. Na przykład Chris Del Bosco, który w Vancouver zamierza wystartować w skicrossie, a został wyrzucony z amerykańskiego teamu za palenie marihuany. Kanadyjczycy przyjęli go z otwartymi rękami. Owację dostał również Ross Rebagliati, który miał zaszczyt nieść olimpijską pochodnię. 39-letni kanadyjski snowboardzista zdobył złoty medal w Nagano. Później przyłapano go na paleniu marihuany i odebrano medal. Ale na krótko. THC nie była wówczas na liście niedozwolonych substancji. "W latach 90. ponad połowa snowboardzistów paliła marihuanę" - przyznał Rebagliati, który teraz zamierza kandydować do Partii Liberalnej.

Pochodnię, którą niósł, MKOl utożsamia z pokojem i kanadyjską przyrodą. Ale, jak napisał jeden z publicystów Winnipeg Press: "Mieszkańcy Vancouver patrzą na nią nieco inaczej - jak na jednego wielkiego jointa. Kanadę stać na szczęście na to, aby wprowadzić nieco humoru do igrzysk, wydarzenia, które niestety traktowane jest ostatnimi czasy zbyt poważnie".