Początek sukcesów Małysza to sezon 2000/2001. W grudniu 2000 roku dość niespodziewanie młody polski skoczek zrobił prawdziwą furorę podczas 49. Turnieju Czterech Skoczni. Wygrał prestiżowy turniej z rekordową przewagą ponad 100 punktów. Dwa miesiące później, podczas podczas mistrzostw świata w Lahti zdobył złoty medal na średniej skoczni i srebrny na dużej. W całym sezonie Małysz jedenaście razy wygrywał zawody Pucharu Świata i jako pierwszy Polak w historii zdobył Kryształową Kulę.
Sukces ten powtórzył w sezonie 2001/2002 oraz 2002/2003, wygrywając Puchar Świata trzy razy pod rząd. Takiego wyczynu nie dokonał nigdy wcześniej żaden zawodnik. Fenomenalne zwycięstwa Polaka sprawiły, że w kraju zapanowała ogólna "Małyszomania". Skoczek stał się bohaterem narodowym, a jego sukcesy głównym tematem codziennych rozmów w pracy, szkole, czy autobusie. Cały czas pozostawał skromnym chłopakiem z Wisły, który w kółko powtarzał, że "chce oddawać tylko dwa dobre skoki".
Latem 2001 r. Małysz wygrał po raz pierwszy w swojej karierze cykl zawodów o Letnie Grand Prix. W 2002 r. zdobył z kolei dwa medale podczas igrzysk olimpijskich w Salt Lake City. W pierwszym konkursie na średniej skoczni wywalczył brązowy medal. W zawodach na dużej skoczni nasz mistrz wywalczył srebrny medal. Został tym samym jedynym polskim zawodnikiem, który zdobył dwa medale podczas zimowej olimpiady.
W 2003 r. na mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym we włoskim Predazzo został mistrzem świata zarówno na średniej, jak i na dużej skoczni. Ale to nie wszystko. Na obydwu obiektach zdobył jednocześnie rekordy skoczni. W marcu 2003 r., podczas konkursu w Planicy, Małysz pobił swój rekord życiowy skacząc 225 metrów.
Następne sezony nie były już dla najlepszego polskiego skoczka równie udane. W 2005 r. na mistrzostwach świata w Oberstdorfie to inni rozdawali karty. Podobnie było w kolejnych latach. Ale Małysz nie poddawał się. Ciężko pracował i wierzył, że jeszcze będzie odnosić sukcesy. Choć przyszło mu pracować z nowymi trenerami, nie zapomniał jak się skacze i nieraz straszył światową czołówkę.
Sezon 2006/2007 był dla Małysza wyjątkowy. Zaczęło się pechowo. W Pucharze Świata konkurs za konkursem wygrywali Norweg Anders Jacobsen i Austriak Gregor Schlierenzauer. Orzeł z Wisły cierpliwie czekał, aż wróci do niego forma z najlepszych lat. I udało się. Na początku 2007 roku odniósł w Oberstdorfie swoje 30. zwycięstwo w konkursach Pucharu Świata, a tydzień później dwa kolejne - w niemieckim Titisee-Neustadt.
Styczeń i luty przyniosły kolejne sukcesy. Na mistrzostwach świata w Sapporo Małysz zdobył złoty medal na skoczni K-90, stając się jednocześnie najbardziej utytułowanym skoczkiem w historii mistrzostw (4 złote medale i jeden srebrny). W Lahti, Kupio i Holmenkollen wygrywał kolejne zawody. Rozpoczęła się dramatyczna gonitwa do liderującego w Pucharze Świata Jacobsena, a 17 marca Polak po raz pierwszy od kilku lat założył czerwoną koszulkę lidera.
Jednym z największych "sukcesów" naszego mistrza było... 54 miejsce w zawodach w Oslo. Małysz skakał w niesamowicie trudnych warunkach. Ratując się przed upadkiem, tylko dzięki ogromnemu doświadczeniu wyprowadził narty i bezpiecznie wylądował. Zajął co prawda daleką pozycję, ale pokazał, że tylko fatalna pogoda może odebrać mu kolejne zwycięstwa. W zawodach w Planicy trzykrotnie stanął na najwyższym stopniu podium i po raz czwarty w karierze zdobył Kryształową Kulę dla najlepszego zawodnika w Pucharze Świata.