Stanowisko było wolne po odejściu Vidara Loefshusa, kierownika reprezentacji Norwegii od 2011 roku, który 9 lutego poinformował, że po zakończeniu sezonu odchodzi ze względów osobistych.
Bjoervig, pracujący od wielu lat w norweskiej federacji narciarskiej NSF, otrzymał zlecenie znalezienia następcy i jeszcze w lutym mówił, że "nie będzie to łatwe, ponieważ zastąpienie takiej osoby jak Vidar, dzięki któremu byliśmy świadkami norweskiej dominacji w biegach narciarskich i złotej dekady, będzie bardzo trudne, na granicy niemożliwości".
W czwartek nadeszła wiadomość od NSF, że nowym szefem został ... Espen Bjoervig, co wywołało wiele kontrowersji. Jak informowały media następcy Loefshusa stali bowiem w kolejce i NSF otrzymał kilkanaście bardzo poważnych CV.
Okazało się, że Bjoervig spotkał się tylko z jedną osobą, a kilka kolejnych rozmów, przewidzianych na koniec kwietnia, zostało nagle odwołanych.
"To nie jest tak, jak myślicie, że zatrudniłem sam siebie. Po prostu w obecnej chwili jestem najlepszym kandydatem" - wyjaśnił dziennikarzom Bjoervig dodając, że nie rozumie ich zarzutów że nie spotkał się ze wszystkimi kandydatami i że zbyt szybko podjął decyzję korzystną dla siebie.
NSF nie podaje zarobków działaczy ani trenerów lecz poszczególne reprezentacje jak w biathlonie, skokach narciarskich, kombinacji norweskiej i biegach narciarskich dysponują własnymi budżetami, opartymi na umowach sponsorskich.
Największy z nich ma reprezentacja w biegach narciarskich, 80 milionów koron (8 mln euro) na sezon i NSF nie ukrywa, że jej działacze są "bardzo odpowiednio" opłacani.
Zdaniem mediów Bjoervig "z pewnością nie otrzyma niższej pensji niż Loefshus". Dziennik "Adresseavisen" stwierdził, że w Norwegii są znacznie lepsi kandydaci na to stanowisko i zadziwiającym jest, że NSF jeszcze przed upływem kwietnia podjął tak ważną decyzję".