Graliśmy na bardzo wysokim poziomie i myślę, że był to dobry mecz do oglądania, był wyrównany i mógł się skończyć w różny sposób. Dzisiaj przegrałem, ale zobaczymy, już niedługo następne turnieje będą. Wydaje mi się, że po Wimbledonie braknie mi jeszcze trochę punktów, żebym mógł się zakwalifikować bez eliminacji do US Open - powiedział Janowicz, który do turnieju przebił się przez trzy rundy eliminacji.

Reklama

Żebym czuł się bezpiecznie przed US Open potrzebuję mieć ranking w okolicach 103., może 104. miejsca za dwa tygodnie. Dlatego pozostaje mi jeszcze jeden turniej do zaatakowania, challenger w Scheveninngen w Holandii. Myślę, że jeśli osiągnąłbym tam półfinał, albo przynajmniej ćwierćfinał, to powinno wystarczyć, żebym ominął eliminacje w Nowym Jorku - dodał.

21-letni łodzianin zadebiutował w Londynie w Wielkim Szlemie. Zdobył tu 160 punktów do rankingu ATP World Tour, w którym jest obecnie 136. Uzyskał też premię w wysokości 38 875 funtów.

Cieszę się z tych pieniędzy, bo dadzą mi pewien komfort i zainwestuję je w kolejne turnieje. Może też obudzą się jacyś sponsorzy, bo jedyny jakiego mam od czterech lat jest obecnie na skraju bankructwa. Zresztą pieniądze, jakie od niego otrzymałem w tym roku, już praktycznie się skończyły przez dość dużą liczbę moich startów - stwierdził Janowicz.

Reklama

Pierwszy set toczył się zgodnie z regułą własnego serwisu, a obydwaj pewnie wygrywali swoje gemy. Polak nie miał żadnej szansy na przełamanie rywala, za to Mayer jedną, ale jej nie wykorzystał.

Doszło do tie-breaka, w którym konsekwentnie zdobywali punkty przy własnym podaniu do stanu 5-4 dla Niemca. Wtedy piłka uderzona z forhendu przez Janowicza zatrzymała się na taśmie. Asem doprowadził do stanu 5-6, ale przy pierwszym setbolu w podobny sposób trafił w siatkę, po 48 minutach wyrównanej walki.

Na otwarcie drugiej partii łodzianin zdobył trzy gemy i przewagę jednego "breaka" utrzymał do końca, wygrywając ją 6:3. W miarę upływu czasu coraz lepiej udało mu się "rozpracowywać" kombinacyjną grę bardziej doświadczonego Niemca, a przede wszystkim coraz większą presję wywierał na nim na returnie, po którym szybko przejmował inicjatywę w wymianach.

Reklama

Agresywna gra na granicy ryzyka pozwoliła Janowiczowi dwukrotnie przełamać serwis rywala w trzecim secie - na 2:1 i na 5:2. Dzięki temu objął prowadzenie w meczu.

Na początku czwartego seta Polak nie wykorzystał dwóch okazji na przełamanie podania rywala. Później, w szóstym gemie, sam stracił podanie i nie zdołał odrobić straty "breaka". Po blisko dwuipółgodzinnej walce pojedynek rozpoczął się na nowo.

W decydującej partii Janowicz, przy stanie 5:4 miał dwie piłki meczowe. Jednak rywal zdołał się wybronić, a w kolejnym gemie sam przełamał serwis łodzianina. Chwilę później wykorzystał pierwszego meczbola przy własnym podaniu, po trzech godzinach i 15 minutach wyrównanej walki.

Szkoda dwóch niewykorzystanych +break pointów+ na początku czwartego seta; jeszcze bardziej szkoda tych dwóch meczboli. Przy pierwszym trochę zbyt bezpiecznie zagrałem, a on świetnie mnie minął, gdy szedłem do siatki. Przy drugim nieczysto uderzyłem piłkę przy returnie, prawie ramą i trafiłem w siatkę. Gra Mayera jest niewygodna, bo nietypowa. Gra dwuręczne slajsy i zmienia ciągle rytm. On takie pięciosetowe mecze w Wielkim Szlemie grał już nie raz, nie dwa. Dla mnie to był debiut. Myślę, że ja też nie byłem wygodnym rywalem dla niego. W drugim i trzecim secie widziałem u niego pewien rodzaj irytacji - powiedział Janowicz.