W pierwszym pojedynku Kamil Majchrzak przegrał z Guido Pellą 2:6, 6:2, 2:6. Sklasyfikowany na 101. miejscu w świecie Polak plasującemu się o 76 lokat przeciwnikowi wyżej ustępował przede wszystkim skutecznością serwisu. Obaj popełnili co prawda po trzy podwójnej błędy, ale Argentyńczyk posłał dziewięć asów, a podopieczny trenera Tomasza Iwańskiego trzy.

Reklama

Majchrzak już w pierwszym secie trzykrotnie stracił własne podanie. W drugim potrafił jednak wykorzystać kryzys i dekoncentrację Pelli pewnie wygrywając partię 6:2. W decydującej wyrównana walka trwała do stanu 2:2. Później Polak przegrał dwa gemy przy własnym serwisie, choć oba były długie i zacięte. Spotkanie trwało dwie godziny i cztery minuty.

"Zagrałem świetny mecz. Dobrze serwowałem, nie było dla mnie straconych piłek. Tylko drugi set był nieco gorszy, ale czułem się wtedy zmęczony upałem. Na szczęście kryzys szybko minął i odzyskałem wigor" - skomentował pojedynek Pella.

Później na korcie pojawiły się pierwsze rakiety obu zespołów - 37. w klasyfikacji tenisistów Hubert Hurkacz i 14. Diego Schwartzman.

Początek należał do Latynosa, który już w gemie otwarcia przełamał podanie Polaka. Ta przewaga pozwoliła mu kontrolować przebieg pierwszej partii, którą wygrał 6:4, a Hurkacz nie miał w niej ani jednego breaka.

Reklama

W drugim secie trzykrotny ćwierćfinalista imprez wielkoszlemowych nie miał nic do powiedzenia w starciu z agresywnie grającym i świetnie serwisującym Hurkaczem. W tej części meczu Polak posłał siedem ze swoich 18 asów. Szybko odskoczył na 3:0, a przypieczętował sukces drugim przełamaniem na 6:2.

W decydującym secie przełomowy okazał się czwarty gem. Hurkacz wygrał go przy podaniu rywala i wyszedł na prowadzenie 3:1. Później kontrolował wydarzenia na korcie. Grał pewnie, lepiej prezentował się pod względem fizycznym i zwyciężył 6:3, wykorzystując pierwszego meczbola.

O losach meczu decydował debel. Kapitan biało-czerwonych Marcin Matkowski desygnował do gry Hurkacza i Łukasza Kubota, którzy w perspektywie igrzysk w Tokio mają częściej występować wspólnie.

Polaka para, oparta na szóstym w klasyfikacji deblistów Kubocie, nie sprostała jednak bardziej zgranym i specjalizującym się w grze podwójnej Maximo Gonzalezowi i Andresowi Molteni. Polacy przegrali 2:6, 4:6. Biało-czerwoni ani raz nie przełamali serwisu rywali, ci zaś uczynili to trzykrotnie.

Grupę E uzupełniają Chorwaci i Austriacy, którzy wyjdą na kort w sobotę wieczorem czasu lokalnego. Wszyscy grupowi przeciwnicy zostali przez organizatorów rozstawieni wyżej niż Polacy.

W poniedziałek biało-czerwoni spotkają się z Chorwatami, a w środę z Austriakami. Do ćwierćfinałów awansują zwycięzcy grup oraz dwie drużyny z najlepszym bilansem spośród tych, które zajmą drugie miejsce.

Turniej w Australii, choć ma charakter rywalizacji zespołów narodowych, daje poszczególnym zawodnikom możliwość zdobycia punktów do rankingu i wywalczenia atrakcyjnych premii. W puli nagród jest łącznie 15 milionów dolarów amerykańskich. Każdy z zawodników otrzymuje też tzw. startowe, które uzależnione jest od rozstawienia zespołu oraz roli w drużynie, co oznacza, że na największe pieniądze może liczyć pierwsza rakieta w singlu.

Pod względem formuły rywalizacja w dużym stopniu przypomina Puchar Davisa, choć w ATP Cup najlepsi zawodnicy danego kraju zagrają przeciwko sobie, a nie także z drugimi rakietami. Wielu ekspertów uważa, że impreza ma stanowić konkurencję dla tych mających wieloletnią tradycję rozgrywek, które rok temu przeszły znaczącą reformę i teraz zmagania elity też mają formę jednego turnieju.

W tenisowym kalendarzu ATP Cup zastąpił rozgrywany od 1989 roku w Perth w podobnym terminie Puchar Hopmana, czyli nieoficjalne mistrzostwa świata drużyn mieszanych, gdzie na mecz składały dwie potyczki singlowe (kobiet i mężczyzn) oraz mikst.

Zawody potrwają do 12 stycznia i zakończą się na tydzień przed wielkoszlemowym Australian Open w Melbourne.

Wynik:
Polska - Argentyna 1:2
Kamil Majchrzak - Guido Pella 2:6, 6:2, 2:6
Hubert Hurkacz - Diego Schwartzman 4:6, 6:2, 6:3
Łukasz Kubot, Hurkacz - Maximo Gonzalez, Andres Molteni 2:6, 4:6