Wcześniej do pierwszego w karierze wielkoszlemowego finału awansowała 19-letnia Polka, która w półfinale wygrała z argentyńską kwalifikantką Nadią Podoroską 6:2, 6:1.

21-letnia Kenin lepiej rozpoczęła spotkanie z doświadczoną Kvitovą. Już w trzecim gemie przełamała podanie Czeszki i wyszła na prowadzenie 2:1. Poszła za ciosem i niedługo później było już 4:1. Dwa przełamania wystarczyły, żeby pewnie zakończyć pierwszą partię wynikiem 6:4.

Reklama

W drugiej odsłonie Amerykanka zapewniła sobie przewagę, obejmując prowadzenie 4:2. W 10. gemie, przy 5:4, serwowała na zwycięstwo w meczu, ale straciła podanie. Dwa kolejne gemy padły jednak jej łupem i zakończyła pojedynek po godzinie i 45 minutach gry.

Mecz był jednak nawet bardziej wyrównany niż wskazuje wynik, gdyż Amerykanka łącznie zdobyła tylko cztery punkty więcej.

Obecny rok jest najlepszy w karierze urodzonej w... Moskwie tenisistki. Gdy była malutka, jej rodzice Aleksander i Lena, zdecydowali się wyemigrować do USA i zamieszkali w Pembroke Pines na Florydzie.

Tam też, pod okiem ojca, stawiała pierwsze tenisowe kroki, ale spory postęp uczyniła już, gdy jej trenerem został Rick Macci, współpracujący wcześniej m.in. z Andym Roddickiem, Jennfer Capriati, Marią Szarapową czy Sereną Williams.

W głównej drabince Wielkiego Szlema zadebiutowała w 2015 roku w Nowym Jorku, gdzie dwa lata później dotarła do trzeciej rundy. W poprzednim sezonie była w 1/8 finału French Open oraz odniosła pierwsze zwycięstwo w imprezie WTA - w Hobart. Później przyszły triumfy na Majorce i w chińskim Kantonie, co zaowocowało 14. miejscem w świecie na koniec roku.

Eksplozję talentu przyniósł tegoroczny Australian Open, gdzie Kenin w półfinale odprawiła liderkę klasyfikacji tenisistek Australijkę Ashleigh Barty, a w finale pokonała Hiszpankę Garbine Muguruzę. Później wygrała jeszcze halową imprezę w Lyonie. Po przymusowej przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa dotarła do 4. rundy US Open, a po przyjeździe do Europy zanotowała typowy wypadek przy pracy przegrywając z Białorusinką Wiktorią Azarenką 0:6, 0:6 na "mączce" w Rzymie.

Reklama

W Paryżu nie zmiata kolejnych rywalek z kortu, w czterech z dotychczasowych sześciu spotkań potrzebowała do zwycięstwa trzech setów, ale zameldowała się w drugim w tym niecodziennym sezonie finale Wielkiego Szlema i ma szansę na pierwszy turniejowy sukces na "cegle".

Przystąpiła do zawodów w stolicy Francji jako szósta zawodniczka rankingu światowego, teraz już zapewniła sobie awans na czwarte, co będzie stanowić wyrównania jej najwyższej lokaty w karierze, a wygrana w finale przesunie ją jeszcze przed trzecią obecnie Japonkę Naomi Osakę.