W pierwszej rundzie obecnej edycji Świątek pokonała Ukrainkę Łesię Curenko 6:2, 6:0, następnie Amerykankę Alison Riske 6:0, 6:2, a w sobotę Dankę Kovinic z Czarnogóry 6:3, 7:5. Chinka zmusiła ją do zdecydowanie większego wysiłku. Spotkanie trwało aż dwie godziny i 45 minut.

Reklama

Zheng mimo zaledwie 19 lat zapowiadała, że wyczekiwała meczu z najlepszą obecnie tenisistką globu i specjalnie się do niego szykowała. Szybko zaczęła pokazywać, że nie były to słowa rzucane na wiatr i nawet kiepski początek nie podciął jej skrzydeł. Świątek prowadziła bowiem 5:2, a przy stanie 5:4 zmarnowała trzy piłki setowe. W 12. gemie Chinka obroniła kolejne dwa setbole i doprowadziła do tie-breaka. W nim również przegrywała 2-5, ale potem zdobyła pięć punktów z rzędu i 74. zawodniczka listy WTA niespodziewanie objęła prowadzenie w meczu.

Nigdy nie jestem zadowolona z tego, że mi set ucieka w takich okolicznościach, ale najważniejsze jest czerpać z takiej sytuacji pozytywy. Pomyśleć, że to był zimny prysznic i wrócić w meczu - powiedziała Świątek.

Wiedziałam, że przewagę, którą zbudowałam w pierwszym secie, jestem w stanie powtórzyć w kolejnych i wtedy domknąć seta jak należy - dodała.

Zheng miała problemy natury kobiecej

Reklama

Drugi zaczął się od szybkiego prowadzenia Świątek 3:0. Zheng w tym momencie poprosiła o przerwę medyczną i udała się do szatni. Wróciła z zabandażowanym udem, ale drugiego seta ostatecznie oddała praktycznie bez walki 0:6, jakby czekała, aby zaczęły działać podane środki. Na konferencji prasowej Chinka przyznała jednak, że problem z nogą nie miał dużego znaczenia. Dokuczały jej za to problemy menstruacyjne.

Co mogę powiedzieć? Znam to uczucie... Ważne jest nauczyć się radzić sobie w takich sytuacjach, zapobiegać czasami. Ma jeszcze czas, aby znaleźć swój sposób. Ja na szczęście znalazłam, więc w tym sezonie czuję, że w tej kwestii jest o wiele lepiej. W ubiegłym roku sama sporo mówiłam o PMS (zespół napięcia przedmiesiączkowego - przyp. red.). Nie jest to łatwe, ale w kobiecym tenisie się to zdarza. Cieszę się, że była szczera, bo niewiele zawodniczek odważyłoby się przyznać - odniosła się Świątek do wyznania rywalki.

W trzeciej partii Chince nie można było odmówić ambicji, ale ostatecznie uległa w nim 2:6. Na konferencji prasowej Świątek sprawiała wrażenie wyczerpanej, ale zapewniła, że nie jest tak źle.

W 10-stopniowej skali zmęczona czuję się na siedem, ale może brzmię gorzej, bo nie mogę zebrać dziś myśli - oceniła.

Świątek dokucza presja związana z serią zwycięstw

Z młodszą od siebie zawodniczką Świątek mierzyła się po raz 13. w karierze - nigdy nie przegrała. Natomiast jej seria 32 wygranych jest trzecią najdłuższą w kobiecym tenisie od 2000 roku. Dłużej bez porażki pozostawały tylko Amerykanka Venus Williams - 35 i jej siostra Serena - 34. Również 32 wygrane zanotowała Belgijka Justine Henin.

Jeśli chodzi o presję związaną z byciem liderką rankingu, to bardziej dokucza mi ta związana z trwającą serią zwycięstw. Staram się jednak z nią sobie radzić - przyznała.

Świątek znalazła już w tym sezonie sposób na Pegulę

Kolejną rywalką Polki będzie rozstawiona z numerem 11. Amerykanka Jessica Pegula, z którą grała wcześniej dwukrotnie. W 2019 roku w Waszyngtonie górą była Amerykanka, a w obecnym sezonie w Miami Świątek jej się zrewanżowała.

Nie wiem jeszcze, jak jej gra zmieniła się na mączce, ale generalnie ma świetny sezon. W każdym turnieju dochodzi daleko, w Madrycie grała w finale. Na pewno będzie niebezpieczną przeciwniczką, ale w ćwierćfinale niczego innego bym się nie spodziewała - charakteryzowała rywalkę Świątek.

28-letnia Pegula po raz pierwszy w karierze dotarła do najlepszej ósemki w stolicy Francji. Wielkoszlemowe ćwierćfinały dwukrotnie osiągnęła w Australian Open. Ich mecz odbędzie się w środę.

Autor: Wojciech Kruk-Pielesiak.