Polska Agencja Prasowa: Jak Iga czuje się na nawierzchni, która została zbudowana w hali Dickies Arena?
Tomasz Wiktorowski: Każda nawierzchnia, czy warunki są w inny sposób wymagające. Iga pokazała w tym sezonie wiele razy, że jest w stanie dostosowywać się do różnorakich warunków. Ta nawierzchnia jest specyficzna, chociaż mogłoby się wydawać, że jest taka jak w Ostrawie, Singapurze czy Stambule, gdzie tego typu korty są instalowane. Jednak w Fort Worth jest trochę inaczej. We wtorkowym meczu Iga pokazała, że czuje się dobrze, bo rywalka zaprezentowała się najlepiej ze wszystkich dotychczasowych spotkań przeciwko mojej podopiecznej w tym sezonie, a wynik dalej jest korzystny dla nas.
PAP: W pierwszym secie długie wymiany piłki kończyły się korzystnie dla Świątek. Co zmieniło się w połowie drugiego seta, kiedy do głosu doszła Rosjanka?
T.W.: Iga nie zmieniła taktyki, ale zabrakło trochę precyzji. Zapytam jej, czy to była kwestia chęci skończenia danego punktu, a nie kontynuowania wymiany. Porozmawiamy o tym. Jednak najważniejsze jest, że w momencie, kiedy nie trafiła w kort dwa, trzy razy, to po zmianie stron gra wracała na właściwe tory. Jeżeli jeden element nie zadziałał w danej chwili, to skuteczny był inny.
PAP: Wtorkowy mecz był 73. Igi w tym sezonie. Czy nie widać oznak zmęczenia?
T.W.: Na pewno możemy mówić o pewnym poziomie zmęczenia. Jednak fizycznie jest dobrze przygotowana do tego turnieju. Wiadomo, że zmęczenie mentalne gdzieś się odkłada. Jednak staraliśmy się zaplanować w ten sposób ostatnie tygodnie, żeby był czas na regenerację zarówno pod kątem fizycznym, jak i mentalnym.
PAP: Eksperci i bukmacherzy jednogłośnie wskazują Igę jako faworytkę tego turnieju. Jak zdejmujecie z niej tę presję?
T.W.: To głównie pytanie do Darii Abramowicz. My jako sztab staramy się tej presji nie wywierać - to jest podstawowa sprawa. Natomiast każdy ambitny zawodnik, który zna swoje cele i wie co potrafi, na pewno taką presję wywiera w pewnym stopniu sam na sobie. Z jednej strony nasze zadanie polega na tym, aby tej presji nie wywierać, a z drugiej strony Iga wykonuje pracę indywidualną ze swoją psycholog, aby radzić sobie w trudnych sytuacjach. Mamy podzielone obowiązki w naszym zespole.
PAP: Zwycięstwo przypadło w siódmą rocznicę triumfu w WTA Finals Agnieszki Radwańskiej. Jak ocenia pan początek tego turnieju?
T.W.: Patrzę na cały wycinek drugiej połowy roku. Przede wszystkim cieszę się, że po tym krótkim, aczkolwiek ciężkim momencie, który przyszedł po Wimbledonie w okolicach turnieju w Warszawie, udało się odbudować formę, wrócić na dobre tory i grać solidnie z turnieju na turniej.
PAP: Iga potrafi szybko zażegnać kryzys na korcie. Jak sztab na to wpływa?
T.W.: Przede wszystkim szybko reagujemy na to co dzieje się na korcie i poza nim. Spędzamy ze sobą dużo czasu, więc mamy obraz 90 procent tego co dzieje się w życiu Igi. Dzięki temu jesteśmy w stanie dobierać obciążenia na siłowni, na korcie oraz przeprowadzamy rozmowy w sferze mentalnej. To jest klucz, aby mieć zasoby, z których korzystamy. Musimy je elastycznie wprowadzać w zależności od potrzeb. Można ułożyć teoretycznie najlepszy na świecie plan i nie móc go zrealizować. Dlatego ważne jest elastyczne reagowanie. To wszystko musi być spięte dialogiem z Igą. Jeżeli ona tego nie zaakceptuje, to plan nie zadziała. Bardzo istotnym jest podmiot naszych działań, czyli Iga, która dostarcza nam informacji, dzięki którym jesteśmy w stanie dobrze pracować.
PAP: Jak się pan czuje w Teksasie?
T.W.: Nie miałem jeszcze okazji zobaczyć zbyt dużo, ale planujemy zobaczyć tutaj przynajmniej dwie podstawowe atrakcje turystyczne. To jednak dopiero po skończonej pracy, kiedy wszyscy damy sobie zgodę, że to jest czas wolny. Teraz koncentrujemy się tylko na turnieju.
PAP: Jedną z lokalnych atrakcji jest przepędzanie bydła przez centrum miasta.
T.W.: Nie mamy w tym doświadczenia, więc na pewno nie będziemy w tym pomagać, ani w tym uczestniczyć.
Rozmawiał Marcin Cholewiński