27-letni Federer odniósł 13. w karierze zwycięstwo w jednym z czterech najważniejszych turniejów w sezonie. I brakuje mu już tylko jednej wygranej, by wyrównać rekord Amerykanina Pete'a Samprasa, 14-krotnego triumfatora imprez wielkoszlemowych.

Jest to najlepszy występ Szwajcara w tym roku, bowiem wcześniej w Wielkim Szlemie poniósł porażkę w finałach Roland Garros i Wimbledonie, a w styczniu także w półfinale Australian Open. Słabsza forma i wyniki sprawiły, że 18 lipca - po 237 tygodniach - stracił prowadzenie w rankingu ATP "Entry System" na rzecz Hiszpana Rafaela Nadala.

Reklama

Federer jest pierwszym od ponad ośmiu dekad tenisistą, jakiemu udało się pięć razy z rzędu wygrać US Open. Przed nim dokonał tego Amerykanin Bill Tilden w latach 1920-24.

Od pierwszych piłek widać było, że debiutujący w finale wielkoszlemowym 21-letni Murray był usztywniony i nie bardzo potrafił znaleźć sposób na przeciwstawienie się bardzo dobrze grającemu Szwajcarowi, który bez problemu zaczął rywalowi narzucać tempo wymian i swój styl gry.

Federer dobrze serwował, rzadko mylił się przy siatce, jak również uderzając piłki z linii głównej i bez trudu rozprowadzał Szkota po korcie, spychając go do głębokiej defensywy. Po raz pierwszy przełamał podanie rywala w szóstym gemie meczu (na 4:2) i po chwili wyszedł na 5:2.

Pierwszą partię Szwajcar rozstrzygnął na swoją korzyść 6:2, po 26 minutach gry przy drugim setbolu, a w drugiej objął prowadzenie 2:0 dzięki trzeciemu "breakowi", ale w trzecim gemie nieoczekiwanie stracił własny serwis i zrobiło się 2:2.

Na kilka minut obraz gry się zmienił, bowiem Federer zgubił pewność gry, a jego kończące uderzenia nie były tak skuteczne, jak wcześniej, co umiejętnie wykorzystał Szkot. Bardzo istotny był piąty gem, w którym Murray roztrwonił prowadzenie 40:0 i nie zdołał doprowadzić do przełamania.

Reklama

Dalej obaj tenisiści wygrywali konsekwentnie swoje serwisy do stanu 6:5, gdy Federer nieoczekiwanie przyspieszył grę i trzy z czterech piłek zdobył po wypadach do siatki, przełamując bez straty punktu podanie Szkota na 7:5, po godzinie i 19 minutach walki.

Taki obrót wydarzeń na korcie wyraźnie wytrącił z równowagi Murraya, który zaczął seriami popełniać niewymuszone błędy i wyraźnie stracił chęć do gry, a chwilami był wręcz bezradny wobec coraz pewniej spisującego się Szwajcara. Ten łatwo wyszedł na prowadzenie 5:0.

Szkot zdobył pierwszego gema dopiero na 1:5, a zaraz po tym nieoczekiwanie przełamał podanie rywala. Jednak przy swoim serwisie ponownie znalazł się w opałach i choć obronił piłkę meczową, to przegrał spotkanie przy drugim meczbolu, po godzinie i 50 minutach.