Sytuacja jest patowa. Torpedo zapłaciło za Piechnę 700 tysięcy euro. Po roku na pewno nie odda go za darmo. Będzie chciało odzyskać przynajmniej połowę zainwestowanej sumy, czyli około półtora miliona złotych. A kto tyle da? Nikt. 30-letni napastnik, który w Rosji zmarnował pół roku (ledwie dwa strzelone gole i w końcu miejsce na ławce rezerwowych), nie jest już tak gorącym towarem jak do tej pory. Legia, Wisła, Zagłębie i Lech go nie chcą. Kolporter też się raczej nie skusi. Kierunki tureckie i angielskie, które wchodziły w grę jeszcze w czerwcu, już są zupełnie nieaktualne lub przynajmniej mało prawdopodobne.

Nie to jednak dla Piechny byłoby najgorsze - wiadomo, że wyjeżdżając do Moskwy, liczył przede wszystkim na zarobki. Dostał kontrakt w wysokości około 220 tysięcy dolarów, ale jednocześnie zgodził się na zapis, że w przypadku degradacji jego zarobki zostaną obcięte o połowę. Efekt? Choć rozgrywki jeszcze się nie skończyły, spadek Torpedo jest przesądzony. Od nowego sezonu Polak będzie zarabiał 110 tysięcy dolarów, czyli tyle, ile byłaby mu w stanie zaoferować na przykład Arka Gdynia czy Wisła Płock. To niewiele, biorąc pod uwagę, że jeszcze pół roku temu czołowe polskie kluby oferowały mu dwa razy tyle. W dodatku Moskwa jest wyjątkowo drogim miastem.

Wiele wskazuje więc na to, że Piechna stanie się więźniem Moskwy i chcąc nie chcąc, będzie musiał przemierzać Rosję wzdłuż i wszerz, aby grać z takimi zespołami, jak FC Sybir Nowosybirsk, Terek Grozny i FC Ural. Pozostałych nazw drużyn - żeby sympatycznego piłkarza nie wystraszyć - litościwie nie podajemy. W nieco lepszej sytuacji znalazł się inny Polak z Torpedo, Marcin Kuś. Jego akurat Rosjanie nie będą trzymać na siłę i pewnie wkrótce wróci do polskiej ligi. Zatrudnienie go rozważają Arka Gdynia i Zagłębie Lubin.