W listopadzie ubiegłego roku Ward odebrał Kowaliowowi trofea, wygrywając z nim na punkty 114:113 na kartach wszystkich sędziów. Już w drugiej rundzie mistrz olimpijski z Aten znalazł się na deskach, lecz ostatecznie zdetronizował Rosjanina.

Reklama

W bardzo wyrównanym rewanżu znów nie obyło się bez kontrowersji. W ósmej rundzie sędzia Tony Weeks przerwał pojedynek, ale powtórki telewizyjne pokazały, że w decydującej akcji Amerykanin zadał cios poniżej pasa, co pokazywał rosyjski pięściarz.

Do momentu przerwania konfrontacji Ward prowadził u dwóch sędziów 67:66, a Kowaliow u jednego 68:65.

Czy teraz zasłużyłem na pozycję lidera w światowym rankingu bez podziału na kategorie. Zasłużyłem na to - powiedział Ward. Jego rywal z kolei przyznał: Chciałbym znów spotkać się z nim, bo ta walka została zastopowana przedwcześnie, mogłem walczyć.

33-letni Ward jest niepokonany na zawodowych ringach, dotychczas wygrał 32 walki. Rok starszy Kowaliow ma na koncie 30 zwycięstw, dwie porażki i jeden remis.

Na tej samej gali złoty medalista igrzysk w Sydney i Atenach, 37-letni Kubańczyk Guillermo Rigondeaux (18-0) zachował tytuł czempiona WBA w wadze super koguciej. Pokonał przez nokaut w pierwszej rundzie Meksykanina Moisesa Floresa (25-1).

W tej potyczce też było sporo zamieszania, bowiem przez kilka minut sędziowie analizowali, czy nokautujące uderzenie zostało zadane prawidłowo i po drugie, czy przed gongiem. Wcześniej także Rigondeaux nieprzepisowo przytrzymywał jedną ręką przeciwnika. Ostatecznie przyznano wygraną zawodnikowi z Kuby.