W październiku od pana ostatniej walki minęły dwa lata. Czym się pan teraz zajmuje?

Tomasz Adamek: Obijam się (śmiech). Utrzymuję dobra formę, bo biegam, gram w koszykówkę, w piłkę nożną. Po prostu relaksuję się. Żona się denerwuje i mówi: “Rób coś!”. Ale już swoje zrobiłem. Jednak powiedziałem jej, że wracam na ring. Oczywiście była przeciwna, ale postawiłem na swoim.

Reklama

Więc kiedy kibice znowu zobaczą pana na ringu?

Planuję stoczyć pojedynek przed ślubem i weselem mojej córki. Ceremonia zaplanowana jest na drugiego lipca, więc do ringu chciałbym wejść w połowie czerwca. Chcę przypomnieć się kibicom po tak długiej przerwie. Czuję, że mogę powalczyć i pokazać swój talent. Nie zapomniałem jeszcze jak się walczy. Do pojedynku jest jeszcze trochę czasu, więc za wcześnie, aby rozmawiać o potencjalnych rywalach. Dlatego cały czas podtrzymuję dobrą formę.

Pierwotnie zarówno ślub córki, jak i pożegnalna walka miały się odbyć w tym roku. Pandemia koronawirusa pokrzyżowała plany?

Córka bardzo ubolewała, ale nie mogliśmy nic zrobić. Oba wydarzenia musieliśmy przesunąć o rok.

Ostatnio pokazową walkę stoczyli Mike Tyson i Roy Jones Jr. Czy pański pojedynek też będzie pokazowy?

Reklama

Absolutnie nie. Jako wojownik zawsze wchodzę stoczyć poważną walkę. Oczywiście nie będę rywalizował z nikim z czołówki wagi ciężkiej. Czas upływa nieubłaganie i niedawno skończyłem 44 lata. Jednak dobrze się czuję i dlatego chcę wrócić. A później zobaczymy, bo są propozycje kolejnych walk. Jednak coraz ciężej jest mi wygrać negocjacje z żoną.

Czyli nie wyklucza pan kolejnych pojedynków?

Wszystko zależy od tego, jak będę się czuł po czerwcowej walce. Póki co jestem sprawny i zdrowy. Przeprowadziłem wszystkie badania i wyniki są bardzo dobre. Nie mogę się marnować. Muszę wejść do ringu i bić się.

Liczyć na jeden cios

Brakuje panu boksu?

Są momenty, że bardzo mi brakuje. Wtedy biegam lub chodzę do siłowni. Robiłem to całe życie i czegoś mi brakuje. Jednak pewnego dnia muszę powiedzieć, że zrobiłem już swoje i czas powiesić rękawice na kołku.

Jak ocenia Pan szanse Kamila Szeremety, który w piątek w Hollywood na Florydzie zmierzy się z mistrzem świata IBF w wadze średniej Kazachem Giennadijem Gołowkinem?

Zawsze trzymam kciuki za rodaków, ponieważ w boksie jest bardzo mało czasu, aby zarobić pieniądze. Jeśli nie zrobi się tego w szczycie formy, to nie powinno się liczyć, że na starość będzie z czego żyć.

Kazach jest zdecydowanym faworytem tego pojedynku. Gdzie można upatrywać szans pięściarza z Podlasia?

Kamil może liczyć na ten jeden cios, który położy utytułowanego rywala. Jednak trzeba pamiętać, że Gołowkin jest odporny na uderzenia. To przecież mistrz świata. Nie ma wątpliwości, że Kamil jest na przegranej pozycji, ale do odważnych świat należy. Ja również wielokrotnie wchodziłem do ringu nie będąc faworytem i wygrywałem. Jeżeli wierzy się w swoje siły, to wszystko jest możliwe.

Czy ze swoim stylem walki Szeremeta ma szanse zaistnieć na amerykańskim rynku?

Żeby w USA odnosić sukcesy, to przede wszystkim tutaj trzeba mieszkać. W 2004 roku powiedziałem do świętej pamięci Andrzeja Gmitruka, że musimy lecieć do USA. Czułem, że już się nie rozwijałem, stałem w miejscu. W 2005 roku podpisałem kontrakt z Donem Kingiem. To był najlepszy ruch, jaki mogłem zrobić w mojej karierze. Gdybym został w Polsce, pewnie już dawno bym nie walczył. USA to najcięższy rynek jeśli chodzi o sport, ale tutaj można się najwięcej nauczyć.

Czyli przed walką na Florydzie Szeremeta powinien trenować i sparować w USA?

Jeżeli chce osiągnąć sukces, to jest jedyna droga. On powinien być w USA dużo wcześniej niż przyleciał. Powinien trenować z tutejszymi zawodnikami, bo w ten sposób może się rozwinąć. Ja miałem bardzo duży wybór wśród sparingpartnerów. Praktycznie codziennie ćwiczyłem z kimś innym. Jeżeli jednak sparuje się ciągle ze swoimi kolegami, to stoi się w miejscu.

Po piątkowej walce z grupą KnockOut Promotions rozstanie się Fiodor Łapin. Czy Szeremeta powinien zmienić trenera?

Z pewnością dobrze się stało, że do tej zmiany nie doszło przed walką, bo nowy szkoleniowiec namieszałby w głowie zawodnika. Kiedy rozstałem się z Gmitrukiem, a związałem z Rogerem Bloodworthem, zmieniłem styl i treningi. To było widać w pierwszej walce. Do czasu, kiedy nie byłem zmęczony, walczyłem według wskazówek Amerykanina. Jednak po piątej, szóstej rundzie, wracałem do europejskiego stylu. Taka zmiana nie trwa kilka miesięcy, a kilka lat.

Kamil bardzo długo czekał na tą walkę. Ma za sobą cztery obozy przygotowawcze. Czy to oczekiwanie może mieć wpływ na postawę Polaka?

Wszystko zależy od tego, jak Kamil poukładał to sobie w głowie. Na pewno zdaje sobie sprawę, że walczy z rywalem słynącym z siły ciosu i jest niebezpieczny. Jednak nasz zawodnik nie ma nic do stracenia. Jeżeli chce wygrywać z najlepszymi, to musi wyjść do ringu i walczyć jak tygrys.

Rozmawiał w USA Marcin Cholewiński