W Legii przyjęto zasadę codziennego monitorowania zdrowotnego zawodników i jeśli któryś z nich zgłasza najdrobniejszą niedyspozycję czy złe samopoczucie, jest odizolowany od zespołu. Jeśli objawy nie ustępują po dwóch-trzech dniach, to warunkiem powrotu do treningów jest negatywny wynik wykonanego testu na obecność koronawirusa.
„Było kilka takich pojedynczych przypadków, gdy potrzebne były testy indywidualne. Odbyło się też dwukrotne testowanie drużyny: przed sezonem - tak jak wymagała liga - i raz w trakcie rozgrywek. To nie tylko zespół, ale cały sztab - grupa około 30 osób. Przypuszczam, że gdyby nie kwestie finansowe, to zbiorowe testy mogłyby być częstsze, ale z drugiej strony przy przyjętych przez nas procedurach i ich przestrzeganiu takie testowanie całej ekipy nie musi być wykonywane częściej” - ocenił Nowosad.
Koszykarze mieszkają w wynajętych przez klub apartamentach na Woli bądź też w wynajętych przez siebie mieszkaniach, które ze względu na różne sytuacje rodzinne bardziej im odpowiadają niż lokalizacja proponowana przez Legię. Wszyscy poruszają się samochodami, a władze klubu od początku uwrażliwiały ich na potencjalne zagrożenia płynące z życia w wielkim mieście.
„To są dorośli ludzie, zawodowcy. Zakładamy, że racjonalnie podchodzą do sytuacji, ale oczywiście nie możemy ich pilnować 24 godziny na dobę. Można powiedzieć żartem, że naszą sytuację poprawia fakt, że w stolicy mamy wszędzie kibiców - takich społecznych wywiadowców, którzy podrzucają nam zdjęcia zawodników w miejscach publicznych… Pamiętam, że dwa lata temu dostaliśmy fotkę jednego z liderów Omara Prewitta z piwem w ręku. To był jednak wolny dzień, na najbliższym treningu nie było zastrzeżeń sztabu szkoleniowego co do jego formy, więc rzecz jasna żadnych konsekwencji nie było” - powiedział media menadżer Radosław Kaczmarski.
Sztabowcy Legii i władze klubu zdają sobie jednak sprawę, że przy tej skali zakażeń trudno będzie uniknąć pojedynczych pozytywnych przypadków.
„Edukacja zawodników jest ważna i przestrzeganie procedur także, ale nie mamy patentu na to, by do końca sezonu Legia nie odnotowała żadnego przypadku zakażenia. W ostatnich dniach bardziej pilnujemy zasad dezynfekcji i dystansu, szczególnie podczas meczów wyjazdowych. Na razie to działa, ale trudno powiedzieć, na ile to kwestia przestrzegania zasad, a na ile szczęścia. Myślę, że koronawirus nas jednak nie ominie... Prędzej czy później się z nim zetkniemy. Chodzi o to, by nasze procedury pozwoliły szybko odizolować jednego czy dwóch graczy, a nie mieć zainfekowany cały zespół, co oznaczałoby dłuższą przerwę i przekładanie meczów” - dodał Nowosad.
Media menadżer zwrócił uwagę, że sytuacja legionistów jest specyficzna, bowiem kilku zawodników pierwszej ekipy rywalizuje w niższej klasie rozgrywek, a ponadto kilku najmłodszych uczęszcza do szkół.
„Nauczanie zdalne rozwiązuje jeden nasz problem, ale trzech koszykarzy gra także w drugiej lidze, więc kontaktują się z innym kręgiem osób. Trudno tu znaleźć odpowiednie do sytuacji rozwiązania” - dodał Kaczmarski.
Brak kłopotów zdrowotnych pozwala trenerowi Legii Wojciechowi Kamińskiemu na systematyczne treningi, które jak na razie przynoszą nadspodziewanie dobre rezultaty. Stołeczni wygrali osiem z 10 meczów, w tym wszystkie siedem na własnym parkiecie. W sobotę pokonali Arged BM Slam Stal Ostrów Wlkp. 89:73. Spotkanie odbyło się ze względu na nowe obostrzenia związane z pandemią koronawirusa - po raz pierwszy w sezonie - przy pustych trybunach. Z głośników płynął jednak nagrany wcześniej doping fanów. Najskuteczniejszy koszykarz legionistów Jakub Karolak (27 pkt) przyznał, że to jednak nie to samo, co obecność kibiców w hali.
"Atmosfera tego spotkania przypominała bardziej mecze przedsezonowe. Wiadomo, że doping kibiców potrafi nas +ponieść+. Musimy się jednak przyzwyczaić do tego, że trybuny są puste i starać się o tym nie myśleć. Nic na to nie poradzimy" - powiedział Karolak, który trafił m.in. sześć z ośmiu rzutów zza linii 6,75 m.