Po trzech wygranych meczach, mimo iż King przystępował do finału w roli kopciuszka, to on był faworytem i wielu ostrzyło sobie apetyty na mistrzowską fetę już w piątek. We wszystkich wcześniejszych finałowych meczach szczecinianie dominowali, a rywale byli tłem.

Reklama

Początek był równy, jak nigdy w tych finałach. Ba, nawet z lekką przewagą punktową Śląska. Siedem minut od rozpoczęcia meczu Donovan Mitchell trafił "trójkę", dającą obrońcom tytułu pięciopunktowe prowadzenie 17:12. Szybko jednak na tablicę wrócił remis (17:17), ale pierwsza kwarta zakończyła się siedmiopunktową przewagą wrocławian, co w finałowej rywalizacji było zjawiskiem nietypowym

Na osiem minut przed końcem pierwszej połowy Filip Matczak kontrą wprowadził halę w euforię, bo jego dwa punkty dały szczecinianom prowadzenie 33:32. "Wilki Morskie" przeszły z wyrachowanej gry na swoją radosną koszykówkę i zaczęło to przynosić pożądane efekty. Dwa rzuty Andy'ego Mazurczaka i było 37:32. Ostatecznie, po imponujących wsadach Phila Fayne'a i George'a Hamiltona, King na trzy minuty przed przerwą wygrywał 41:37.

Ostatecznie pierwsza część skończyła się prowadzeniem miejscowych 48:46. Do mistrzostwa brakowało 20 minut. Tak niewiele, ale – jak się okazało – wciąż za dużo.

Na trzecią kwartę to wrocławianie wyszli jakby byli wilkami żądnymi krwi. Martin dał im prowadzenie 49:48, a po celnych rzutach Jakuba Nizioła i Justina Bibbsa dołożył kolejną trójkę, co sprawiło, że pierwsze cztery minuty drugiej połowy Śląsk wygrał 9:0.

Miejscowi potrzebowali sześciu minut na pierwsze punkty w drugiej części. Zdobył je Filip Matczak, ale po jego trafieniu przyjezdni i tak prowadzili 12 punktami (64:52). Wrocławianie przede wszystkim poprawili grę na własnej tablicy nie pozwalając gospodarzom na przechwyty po nieskutecznych akcjach z pierwszego tempa. Trzecią kwartę Śląsk wygrał 24:4, grając jak na obrońcę tytułu przystało.

Na siedem minut przed końcem "trójkami" popisali się Bryce Brown i Kacper Borowski przywracając nadzieję miejscowym kibicom na końcowy sukces. Ale brakowało jeszcze 12 punktów, co zapewniało spokój przyjezdnym. A ci to wykorzystali. Końcówkę kontrolowali i zwyciężyli ostatecznie różnicą 10 punktów.

Stan rywalizacji play off (do czterech zwycięstw): 3-1 dla Kinga. Piąte spotkanie finału odbędzie się we Wrocławiu w poniedziałek.

King Szczecin - Śląsk Wrocław 75:85 (22:29, 26:17, 4:24, 23:15).
King Szczecin: Tony Meier 15, George Hamilton 14, Kacper Borowski 10, Andy Mazurczak 9, Filip Matczak 9, Mateusz Kostrzewski 5, Bryce Brown 5, Zac Cuthbertson 4, Phil Fayne 4, Maciej Żmudzki 0
Śląsk Wrocław: Jeremiah Martin 33, Justin Bibbs 12, Jakub Nizioł 11, Daniel Gołębiowski 7, Aleksander Dziewa 6, Vasa Pusica 5, Ivan Ramljak 4, Donovan Mitchell 3, Arciom Parachouski 2, Szymon Tomczak 2, Aleksander Wiśniewski 0