Japończycy popsuli mi trochę nastrój. Długo musiałam czekałam na autobus ze stadionu. A potem, choć staliśmy w zapakowanym po dach pojeździe, nie ruszył, zanim nie przyszła jego pora, czyli godzina 23.20. W hotelu byłam o północy. Dopiero wtedy zjadłam kolację. Zanim się położyłam, musiałam się wykąpać i poprosić Marka Adamskiego o kilka specjalistycznych zabiegów. Do łóżka dotarłam w końcu ok. 2.00. Emocje po starcie jeszcze nie do końca mi przeszły i zanim zasnęłam, minęło następnych kilkadziesiąt minut.

W poniedziałek wstałam przed południem, zjadłam posiłek i oddałam głos na moich kandydatów do komisji zawodniczej IAAF. Żałuję, że nie zgłoszono nikogo z Polski, ale nie czas teraz, by się tym zajmować. Nie ma w tej chwili niczego ważniejszego niż mój wtorkowy finał. Z hotelu nie wychodziłam w poniedziałek w ogóle. Magazynuję siły, więc cały czas spędzałam, oglądając transmisję w TV i wypoczywając. Wieczorem, to znaczy o 19.30, czyli w czasie zawodów, zrobiłam krótki 30-minutowy rozruch na terenie hotelu. Potem obejrzałam moje wczorajsze skoki. Było dobrze, ale to już dziś się nie liczy. W finale rywalizacja zaczyna się od początku.

Opowiem jeszcze słowo o moich kolegach. Nastroje w ekipie są bardzo różne. Rano cieszyliśmy się z dobrego startu w eliminacjach "Wisienki", czyli Joasi Wiśniewskiej w rzucie dyskiem. Joasia została wybrana kapitanem naszej drużyny, o czym wcześniej nie miałam okazji napisać. Fajnie, że do finału skoku wzwyż awansował Michał Bieniek. Może to będzie jego przełomowy start?

Zaimponowała mi pewnością siebie Ania Jesień, pewnie awansując do kolejnej rundy na 400 m ppł. Wieczorem humory mocno się popsuły. Gdy truchtałam po hotelu walczył Szymon Ziółkowski. Siódme miejsce to dla niego rozczarowanie. Dla niego wielką wartością jest jednak to, że długo utrzymuje się w światowej czołówce.

Właśnie gdy piszę te słowa, do pokoju wróciła bardzo smutna Wiola Janowska. Zrobiła, co mogła. Walczyła i przegrała. Teraz samotnie cierpi. Na koniec dnia dotarła do mnie jednak najgorsza wiadomość. Mój kolega z grupy, Przemek Czerwiński, na treningu złamał rękę. Nie znam szczegółów, nie wiem, co powiedzieć. Boże, muszę skoncentrować się na sobie i jutrzejszym starcie. Myśleć pozytywnie. Sport to nie tylko radość. Nie jest tak łatwo, jak się wielu wydaje.







Reklama