Dopiero setny w światowym rankingu Pereira był objawieniem tegorocznego PGA Championship. Po trzech rundach miał trzy uderzenia przewagi nad Anglikiem Mattem Fitzpatrickiem oraz Zalatorisem i chociaż w ostatniej niedzielnej popełniał błędy, to kontrolował sytuację. Aż do ostatniego, 18. dołka, do którego przystępował z przewagą jednego uderzenia. Wtedy posłał piłkę do wody, co kosztowało go karne uderzenie. W sumie zaliczył tu double bogey (dwa uderzenia ponad par), co zepchnęło go na dzielone trzecie miejsce (z Amerykaninem Cameronem Youngiem).

Reklama

Ciężko kończyć w taki sposób. To był naprawdę dobry tydzień, tylko musiałem uderzyć odrobinę lepiej... - przyznał Pereira, który i tak odniósł życiowy sukces. Do tej pory tylko raz grał w turnieju wielkoszlemowym - w 2019 roku w U.S. Open. To pierwszy przypadek od 2016 roku, gdy zawodnik w turnieju tej rangi traci zwycięstwo przystępując do ostatniego dołka z przewagą jednego uderzenia.

W tej sytuacji walkę o triumf w trzydołkowej dogrywce stoczyli Thomas i Zalatoris. O jedno uderzenie lepszy okazał się pierwszy z Amerykanów, po raz drugi w karierze wygrywając PGA Championship. Przed ostatnią rundą miał aż siedem uderzeń straty do Pereiry.

Reklama

W Tulsie kolejny raz swoich sił próbował wracający w tym sezonie do rywalizacji po wypadku samochodowym słynny Tiger Woods. 46-letni Amerykanin pauzował od lutego ubiegłego roku i gdy w kwietniu zagrał w słynnym turnieju w Auguście, jego występowi towarzyszyło ogromne zainteresowanie kibiców (w U.S. Masters zajął 47. miejsce).

W Tulsie 15-krotny zwycięzca turniejów wielkoszlemowych wyraźnie zmagał się z bólem. Kości w jego prawej nodze są zespolone śrubami i prętami, co utrudnia chodzenie. W pierwszych dwóch rundach zagrał nieźle, ale w trzeciej uzyskał wynik aż o dziewięć uderzeń gorszy od normy pola (par), spadł na 76. miejsce, po czym wycofał się z rywalizacji.